Warszawa o tytuł ESK 2016 ściga się z kilkoma innymi polskimi miastami: Gdańskiem, Lublinem, Łodzią, Poznaniem, Szczecinem i Toruniem. O co w ogóle ta walka? O 1,5 mln euro dotacji, współfinansowanie przez UE imprez, które będą w 2016 roku realizowane w mieście i napływ turystów. - Uzyskanie tytułu to czysty dochód. Imprezy przyciągną turystów, a oni przecież zostawiają pieniądze w mieście - zapewnia Ewa Czeszejko-Sochacka, pełnomocnik prezydenta ds. ESK 2016.
Z myślą o pokonaniu rywali Ratusz buduje nowe placówki kulturalne, tworzy logo i filmy promocyjne. Na co idzie kasa? Między innymi na nowe i kiepsko oceniane festiwale. Na przykład zakończony tydzień temu Festiwal Sztuki nad Wisłą "Przemiany" kosztował miasto 3,5 mln zł. Trwał cztery miesiące, odwiedziło go 125 tys. warszawiaków. Dla porównania - podczas jednej Nocy Muzeów placówki kulturalne szturmowało ponad 150 tys. osób. W sumie miejskie festiwale pochłonęły 7,1 mln zł.
500 tys. zł kosztował film Agnieszki Holland (61 l.), który ma być wizytówką naszych starań o tytuł. Poprzednia filmowa wizytówka, z osławionym już polem kapusty w roli głównej, po miażdżącej krytyce trafiła do szuflady, a 170 tys. zł za jej produkcję poszło w błoto.
To nie koniec wydatków. W przyszłym roku miasto postawi na pl. Na Rozdrożu 4 stalowe rzeźby Magdaleny Abakanowicz (79 l.). Wydamy na nie 1 mln zł.
Najsmutniejsze jest to, że tytułu i tak pewnie nie dostaniemy, bo od kilku lat w wyścigu o tytuł ESK preferowane są mniejsze miasta, którym może on bardziej pomóc. - To prawda, ale Warszawa ma naprawdę wiele do zaproponowania. Poza tym, tytuł to jedno, ale już same starania nam dadzą bardzo dużo - nie traci optymizmu Ewa Czeszejko-Sochacka.