Panów w ochroniarskich mundurkach spotkać można w każ-dym z 18 urzędów dzielnic. Poza tym, że obserwują, popijają kawkę, nie udzielają informacji i nudzą się jak mopsy, bo tak naprawdę nic nie mogą. Przede wszystkim jednak przeraźliwie dużo kosztują. W przyszłym roku na umowy z agencjami ochroniarskimi pójdzie ponad 10 mln zł, czyli tyle, ile kosztuje kupno 10 autobusów! Najwięcej, bo aż 1,5 mln zł, wyda Śródmieście. Następny w kolejności jest Mokotów, który zapłaci za nie 767 tys. zł. Najmniej na taką "poprawę bezpieczeństwa" przeznaczy Wesoła, gdzie koszty wynajęcia agencji ochroniarskiej nie przekroczą 150 tys. zł.
Rzecznik Śródmieścia, Urszula Majewska (29 l.) tłumaczy, że wysoki koszt ochrony to kwestia... lokalizacji urzędu. - Urząd mieści się w samym centrum, blisko Dworca Centralnego i często pojawiają się u nas osoby pijane, zachowujące się dziwnie. Nie mamy jednej siedziby i chronionych jest tak naprawdę sześć budynków - wyjaśnia pani rzecznik. Tego głównego przy ul. Nowogrodzkiej pilnuje w ciągu dnia trzech lub czterech strażników.
Czy taki wydatek ma jakikolwiek sens, skoro w niemal każdym urzędzie zamontowane są kamery monitoringu? Zdaniem radnego Macieja Maciejowskiego (PiS, 31 l.) nie ma żadnego. - Kiedyś ochrony nie było i nie było problemów. Co z tego, że są ochroniarze, skoro z toalet w urzędach nagminnie giną np. suszarki do rąk - stwierdza i szybko dodaje: - Już lepiej zatrudnić woźnego, który mógłby przy okazji posprzątać i służyć pomocą mieszkańcom. A w sytuacji zagrożenia zrobiłby dokładnie to samo, co ochroniarz.
Podobnego zdania jest Małgorzata Żuber-Zielicz (53 l.) z PO. - Ta ochrona nie do końca nawet patrzy, kto gdzie wchodzi. Najpierw powinniśmy zadbać o jakość, potem o pieniądze - stwierdza.