Kubę od domu dzieliło kilkaset metrów. Ale po drodze musiał pokonać bardzo ruchliwą ul. Zegrzyńską. Kiedy chłopiec przechodził po pasach, pędzący w kierunku Warszawy dostawczy ford dosłownie zmiótł go z jezdni. Dziecko nie miało szans na przeżycie.
Kilka minut po tragedii na miejscu pojawił się tata Kuby, który wyszedł po chłopca. Mężczyzna zaskoczony widokiem policjantów dopytywał, co się stało. Kiedy dowiedział się, że to jego syn zginął pod kołami samochodu, wpadł w histerię.
Jak doszło do tragedii? W czasie wypadku na skrzyżowaniu nie działały sygnalizatory oraz lampy drogowe. Przejście było zupełnie nieoświetlone. Prawdopodobnie dlatego jadący fordem mężczyzna nawet nie próbował hamować, gdy Kuba wszedł na pasy. Nie zwolnił przed przejściem i pędził przed siebie! Kara za śmiertelne potrącenie to nawet 8 lat więzienia. Policjanci z drogówki z Legionowa nie mają wątpliwości, co również było przyczyną wypadku. - Warunki tego dnia były fatalne, padał deszcz. Gdyby działało oświetlenie w tym miejscu, pieszy z pewnością byłby lepiej widoczny - wyjaśnia nadkom. Robert Szumiata z legionowskiej policji. Za drogę, oświetlenie i sygnalizację odpowiada GDDKiA. Urzędnicy nie mają sobie nic do zarzucenia.
- To była awaria, nie mieliśmy na nią wpływu - ucina Małgorzata Tarnowska, rzeczniczka GDDKiA.