Aleja Komisji Edukacji Naukowej to najważniejsza ulica warszawskiego Ursynowa. Każdego dnia jeździ nią tysiące samochodów. Ulica nie ma mocnych zakrętów, jest długa i prosta. Takie warunki sprzyjają szybkiej jeździe, ale także zwiększają niebezpieczeństwo wypadku. Aleja KEN to także wiele przejść dla pieszych – sporo z nich wciąż nie ma sygnalizacji świetlnej.
Jedna z takich zebr znajduje się przy ul. Telekiego – to czarny punkt na mapie Warszawy. Potwierdza to środowy wypadek. Rozpędzone auto wjechało w kobietę z wózkiem, w którym znajdowało się 4-letnie dziecko. Z obrażeniami trafili do szpitala. Wcześniej na samych tych pasach zginął 49-letni mężczyzna, który przechodził przez ulicę wraz z ojcem.
Lokalni aktywiści są oburzeni biernością władz. Według nich miasto wielokrotnie obiecywało, że zajmie się sprawą.
- Niestety, miasto zrobiło bardzo niewiele. Bardzo powoli trwają jakiekolwiek zmiany - informuje Antoni Pomianowski, z Inicjatywy Mieszkańców Ursynowa i dodaje: - Od dawna już proponujemy rozwiązanie, które stosuje się w wielu krajach, czyli wyniesione przejścia dla pieszych. Są wyższe i mniej agresywne niż progi zwalniające. Pozwalają przejechać przepisową prędkością, ale jednocześnie zmuszają kierowcę do większej koncentracji.
ZDM zamontował na Ursynowie kilka sygnalizacji świetlnych i wybudował aktywne przejścia dla pieszych, dzięki którym ma być bezpieczniej. Według działaczy społecznych to wciąż za mało.
- To dalej nie jest podejście kompleksowe – mówi Pomianowski.
Skrzyżowanie al. KEN z ul. Telekiego znajduje się w trzydziestce najniebezpieczniejszych miejsc w stolicy.
Posłuchajcie też rozmowy reportera Radia ESKA Szymona Kępki z Antonim Pomianowskim i jednym ze świadków środowego wypadku: