W ubiegłym tygodniu policjantka z Mokotowa wywołała istny skandal zrywając z ogrodzenia rosyjskiego internatu wstęgi w barwach Ukrainy. Wtedy tłumaczenia policji były takie, że funkcjonariuszka działała zgodnie z procedurami, według których na obiektach publicznych, bez zgody zarządcy nie można niczego umieszczać. Działała w zgodzie z prawem, jednak zapomniała o zwykłej ludzkiej empatii i obecnej nadzwyczajnej sytuacji na Ukrainie.
Minęło dosłownie kilka dni od tego skandalu z udziałem mundurowych, a już zdążyli wywołać kolejny. Grupa młodych warszawianek postanowiła pomóc Ukraińcom w najprostszy możliwy sposób. Ludziom wymęczonym po podróży chciały rozdać zrobione własnoręcznie kanapki i butelki z wodą. Spakowały jedzenie w kilka kartonów i rozdawały bezpośrednio na dworcowej hali i na peronach na Zachodnim, gdzie co pewien czas podjeżdża pociąg z Kijowa.
– Oni przyjeżdżają z wojny. Tam umierają ludzie. Jest prawdziwy horror. Często dotarcie do Polski zajmuje im kilkadziesiąt godzin. Przyjeżdżają głodni i wymęczeni. Postanowiliśmy rozdawać im jedzenie tuż po tym, jak wyjdą z pociągu. To takie miłe, jak ktoś cię wita uśmiechem i wsparciem – tłumaczy „Super Expressowi” Ania, jedna z wolontariuszek. Spotkała się jednak z murem procedur.
– Podszedł do nas ochroniarz i zapytał, czy mamy pozwolenie na rozdawanie żywności na dworcu. Myśleliśmy, że to jakiś żart. Ale pan wrócił z obstawą – relacjonuje wolontariuszka, która nagrała interwencję. Przed kartonami z kanapkami wyrośli umundurowani funkcjonariusze policji, Straży Ochrony Kolei i ochroniarz z dworca. – Tłumaczyłam, że swój punkt mamy na dworcu autobusowym, jednak po wyjściu z pociągu sporo osób tam nie trafia, więc przyszliśmy do nich. Funkcjonariusze nie chcieli jednak nas słuchać i kazali zabrać kanapki i opuścić dworzec – opowiada pani Ania. W przenoszeniu jedzenia pomogli im przypadkowo spotkani żołnierze.
O komentarz do tej sytuacji poprosiliśmy przedstawicieli PKP, Straży Ochrony Kolei i policji. PKP i straż nie odpowiedziała. A mundurowi z Ochoty twierdzą, że opisanej (i nagranej w materiale wideo) interwencji w ogóle nie było.