Uroczystości pogrzebowe rozpoczęły się o godzinie 14 w parafii pod wezwaniem Świętego Izydora w Markach. Następnie kondukt żałobników wyruszył na pobliski cmentarz przy ul. Bandurskiego, gdzie odprawiono ostatnie wzruszające modlitwy. Chwilę później dwie urny, w których znajdowały się prochy braci w akompaniamencie trąbki zniknęły w mogile. W oddali słuchać było płacz najbliższych. Potem koledzy, znajomi i przyjaciele złożyli kondolencje najbliższej rodzinie. Po ceremonii grób dosłownie utonął w pięknych kwiatach i wieńcach. Znajomi, którzy opuszczali cmentarz po pogrzebie nie mogli uwierzyć w to co się stało. - Ciężko cokolwiek powiedzieć. Jestem w szoku. Jeszcze nie tak dawno rozmawiałam z Sebastianem. A dziś stałam nad jego grobem. Brak mi słów. Na zawsze zostaną w naszej pamięci i sercach. Niech spoczywają w spokoju– mówi koleżanka zmarłego. Do śmierci Sebastiana doszło pod koniec października. Mężczyzna źle się poczuł.
Podejrzewał, że może mieć koronawirusa i poinformował sanepid. Zrobiono mu wymaz i kazano czekać na wynik. Potem wspólnie z bratem Michałem przebywali na kwarantannie. Niestety w nocy, 2 listopada, Sebastian nagle zmarł. Dopiero po jego śmierci okazało się, że miał wynik dodatni. Kilka dni po śmierci Sebastiana do szpitala w Warszawie trafił jego brat Michał (30 l.) Na oddziale przeleżał kilka dni, ale również i on zmarł 14 listopada.