- W domu jest ogromny lament. Nie możemy się pozbierać po tej tragedii - ze łzami w oczach opowiada "Super Expressowi" pan Ireneusz (78 l.), dziadek 15-miesięcznej Hani z Przęsławic. Tata Hani zabrał w piątek po południu córeczkę i 3-letniego synka na spacer. Tragedia wydarzyła się na poboczu, niedaleko ich domu. - Ten pirat potrącił w sąsiedniej miejscowości kobietę, która wpadła do rowu. Nie zareagował i gnał dalej. Wjechał do Przęsławic z dużą prędkością, wyprzedzał na zakręcie. Syn szedł wtedy poboczem. Prowadził wózek z Hanią a za rękę trzymał Franka (3 l.). Słychać było tylko ogromny huk - opowiada dziadek Hani.
ZOBACZ TEŻ: Maleńka Hania umierała w męczarniach. Poruszające pożegnanie dziewczynki. "Serce rozdziera rozpacz"
Ojciec zdążył odepchnąć Frania pod płot, sam również cudem uszedł z życiem. Rozpędzone białe infiniti uderzyło w wózek, dziewczynka wypadła. - Jej główka zrobiła dziurę w drucianej siatce ogrodzenia - pan Ireneusz pokazuje dziurę w płocie. - Miała rozcięte czoło. Z uszu i noska pociekła krew. Lekarze z karetki reanimowali ją 30 minut. Potem przekazali ją lekarzom z helikoptera. Usiedli na polu i próbowali dalej. Ale niestety umarła. Co to maleństwo winne? Ten kierowca wyrządził nam ogromną krzywdę - płacze emeryt.
Po maleńkiej Hani płacze też cała wieś. W miejscu, gdzie dziecko umarło lekarzom na rękach, palą się znicze, leżą kwiatki i dziecięce pluszaki. - Jesteśmy gotowi do udzielenia wszelkiej pomocy. To ogromna tragedia dla tej rodziny - mówi nam Jarosław Nowakowski (39 l.) sołtys Przęsławic. Policja już w sobotę zatrzymała 61-latka, mieszkańca Warszawy z białego infiniti. Siedzi w areszcie. Nie przyznaje się do winy.