Po alertach RCB, które warszawiacy, mieszkańcy Otwocka, Wołomina, Garwolina czy Kozienic otrzymali w ostatnich dniach sms-em, internet wprost zawył od drwin. Też nie mogłam się oprzeć porównaniu tych procedur i obostrzeń w kontekście walki z koronawirusem. Skojarzenie chyba samo się nasuwa. Oto od ubiegłego roku zanotowano w Warszawie i kilku powiatach Mazowsza 110 przypadków wścieklizny u zwierząt dzikich i domowych, w tym jeden przypadek u kota. Wśród ludzi nie było ofiar. Ale w trosce o nasze zdrowie i życie wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł i Wojewódzki Lekarz Weterynarii zarządzają obowiązkowe szczepienia dla wszystkich kotów w województwie. Żeby było jasne obowiązek szczepienia psów obowiązuje od dawna i nikt przeciwko temu nie protestuje. A tych właścicieli, którzy tego obowiązku nie dopełnią, czeka kara finansowa - 500 zł.
Na COVID-19 umarło tylko w tym roku w Warszawie 159 osób. Właściwie niewiele znam rodzin, które nie straciłyby kogoś bliskiego przez zakażenie koronawirusem w ciągu ostatnich dwóch lat. Ale szczepienia przeciwko COVID-19 nadal obowiązkowe nie są... Tym, którzy się nie zaszczepią, nie grożą żadne kary finansowe... Chorzy, lub potencjalni nosiciele wirusa, jak te dzikie, nieszczepione lisy mogą wkradać się w nasze życie i rozsiewać zarazę i śmierć. Są jak te wolno żyjące po piwnicach i zaułkach koty, które zaszczepić się nie dadzą i narażają siebie i innych. Nie! Niezaszczepieni przeciw COVID ludzie są gorsi od kotów i lisów, bo sierściuch wiedziony instynktem i głodem być może przez przypadek zje lub poliże rozsypaną pod drzewem szczepionkę, a człowiekowi upartemu i zaślepionemu nic ani po dobroci ani siłą, ani przez przypadek się nie zaaplikuje.
Nie rozumiem dlaczego rząd, premier, minister zdrowia i posłowie tak bardzo bronią się przed przymusem szczepień. Jak to by było pięknie, gdyby Warszawa z 71 proc. wyszczepienia osiągnęła 99 proc.? Ten jeden procent w teorii pozostawiam tolerancyjnie dla przeciwników szczepień w ogóle. Czyżby wścieklizna była gorszą epidemią od covidowej? Tak - bo jeśli człowiek zarazi się wścieklizną od własnego kota - umiera. - Z braku szans na leczenie ważna jest profilaktyka - grzmi wojewoda mazowiecki o wściekliźnie. A argumentacja brzmi znajomo...
Niestety praktycznie 100 proc. zakażeń wścieklizna kończy się śmiercią. COVID jest łaskawszy. Większość ocala. Ale w liczbach bezwzględnych zabrał nam już w całym kraju 101 tysięcy ludzi! Oficjalnie. Nieoficjalnie pewnie dużo więcej. Nie bądźmy jak te dzikie koty. Szczepmy się!
Napisz do autorki felietonu - Izabeli Kraj: [email protected].