Jak relacjonował „Super Expressowi” asp. Marek Sawicki z mazowieckiej policji, domek, na którym 28 sierpnia zeszłego roku bawiło się siedmioro dzieci w wieku od 7 do 12 lat, był oparty na drewnianych podporach. W pewnym momencie, kiedy maluchy wciąż się na nim znajdowały, konstrukcja zaczęła się przechylać, aż w końcu runęła na ziemię. Część dzieci zdołała zeskoczyć z domku, zanim doszło do jego całkowitego zawalenia, jednak Kacperek nie miał tyle szczęścia. Jeden z elementów konstrukcji uderzył go w głowę.
Na miejsce tragedii natychmiast wezwano liczne służby ratunkowe, w tym helikopter Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Lekarze, którzy przybyli na miejsce, którzy kilkadziesiąt minut próbowali ratować chłopaka, w końcu musieli przekazali zrozpaczonym rodzicom i zebranym sąsiadom najgorszą z możliwych informacji – 11-letni Kacperek nie żyje.
W związku z tym tragicznym wydarzeniem prokuratura wszczęła śledztwo, które miało na celu ustalenie przyczyn przewrócenia się domku. Badano, czy do wypadku doszło przypadkowo, czy też była to wina wad konstrukcyjnych lub błędów popełnionych podczas montażu.
Powołani przez śledczych biegli stwierdzili, że drewniana konstrukcja nie była odpowiednio zabezpieczona i trwale przymocowana do gruntu. To sprawiło, że domek zachwiał się i przewrócił pod ciężarem bawiących się dzieci.
Po zakończeniu śledztwa sąd wydał wyrok, uznając właściciela posesji za winnego nieumyślnego spowodowania śmierci chłopca. Piotr B. został skazany na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na okres 3 lat próby. Ponadto, sąd nakazał mu zapłacenie nawiązki w wysokości 15 tysięcy złotych na rzecz rodziców zmarłego Kacperka. Oskarżony przyznał się do winy i dobrowolnie poddał się karze.