Morderstwo w stolicy: "Zabiłem, bo słyszałem głosy"

Morderca opowiedział, jak zabijał dziewczynę. - W nocy z 5 na 6 lutego całą noc zażywałem mefedron. Rano cały się trząsłem, chciało mi się palić i ćpać, ale nie miałem pieniędzy. Matka nie chciała mi nic pożyczyć, a ja w głowie ciągle słyszałem głos, że mam zdobyć pieniądze na narkotyki. Dlatego wziąłem z kuchni nóż i poszedłem do sąsiadki na górę - mówił. Martyna zaprosiła go do mieszkania. Znali się od dzieciństwa, wiedziała, że przy nim nic jej nie grozi. Poszła do łazienki i szykowała się do pracy.

- Tam zaszedłem ją od tyłu, wbiłem jej nóż w plecy, a później w szyję. Martyna wpadła do wanny, broniła się. W końcu przestała krzyczeć i się ruszać - opowiadał Kamil P.

Zabójca zostawił martwą dziewczynę w łazience i poszedł do jej pokoju, gdzie znalazł kilka srebrnych i złotych pierścionków oraz bransoletkę. Zamierzał wszystko spieniężyć w lombardzie, by "mieć za co ćpać". Pomogły mu dwie koleżanki. - Andżelika i Karolina kazały mi o wszystkim zapomnieć i iść się naćpać. Pomogły mi wyrzucić zakrwawione ubrania, a później sprzedaliśmy jeden z pierścionków za 90 zł. Kupiliśmy za to działkę mefedronu - zeznał oskarżony.

- Gdy dotarło do mnie, co zrobiłem, zacząłem płakać. Chciałem utopić się w Wiśle, ale w końcu do wody rzuciłem tylko nóż, którym zabiłem Martynę - opowiadał w sądzie. Matka Martyny, która znalazła jej zmasakrowane ciało, płakała, słuchając zeznań zabójcy. Żąda od niego 300 tys. zł odszkodowania.

Zobacz też: Krzysztof i Ewa Krawczykowie CHCĄ UMRZEĆ RAZEM! Kochają się tak, że nie wyobrażają sobie życia bez siebie!

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail