Jerzy B. obezwładniał, dusił i dźgał swoje ofiary. Mężczyzna zamordował dwie osoby
Ta historia wywołuje dreszcz grozy. Morderca najpierw zaatakował w 2013 roku. W 2014 roku aktywował ponownie telefon, z którego dzwonił do swoich dwóch poprzednich ofiar – lekarza z Sadyby, który chciał sprzedać swoją willę, i właścicielki domu na Ursynowie, która szukała nowego najemcy. Mężczyzna zaczął wykręcać kolejne numery telefonów, jednak nie spodziewał się, że te rozmowy były już kontrolowane przez policjantów z wydziału zabójstw.
CZYTAJ TEŻ: Morderstwo na Wilanowie. 14-letni Kamil S. zadźgał 76-letnią sąsiadkę? Szokujące ustalenia
Zbrodnie, do których doszło w lutym i sierpniu 2013 roku były owiane tajemnicą. Warszawiacy zaczęli się obawiać seryjnego mordercy. Do pierwszego zabójstwa doszło 22 lutego 2013. Tego dnia Jerzy B. umówił się z emerytowanym lekarzem Jerzym O., który wystawił na sprzedaż swoją willę przy ul. Fucika na Sadybie. Podawał się za Amerykanina zainteresowanego kupnem domu. Lekarz został obezwładniony gazem pieprzowym, zginął od ośmiu ciosów nożem w brzuch.
Zaledwie sześć miesięcy później, w sierpniu 2013 roku, zginęła Elżbieta S., która umówiła się z Jerzym B. na Imielinie, w domu, który chciała wynająć. Morderca zadał kobiecie kilkanaście ciosów nożem w pierś. Ciało, które odkryli w domu jej bliscy, było skrępowane.
Policjanci niemalże natychmiast połączyli te dwie sprawy. Jak podawała prokuratura, oba zabójstwa popełniono w podobnych okolicznościach, podczas oglądania mieszkania przez osobę rzekomo zainteresowaną wynajmem lub kupnem. Sprawca działał w podobny sposób i zamordował swoje ofiary przy użyciu podobnego narzędzia.
Warszawa. Morderca z ogłoszenia popełnił błąd… i przez to wpadł w sidła policji
Rok po tych tragicznych wydarzeniach, w lutym 2014 roku, Jerzy B. popełnił błąd… Być może żądza zabijania była silniejsza niż planowanie kolejnych zbrodni. Mężczyzna wyciągnął telefon, z którego wcześniej kontaktował się ze swoimi potencjalnymi ofiarami i po raz kolejny wpadł w wir rozmów. We wtorek (11 marca 2014 roku) funkcjonariusze zatrzymali podejrzanego, kiedy ten podjeżdżał pod swój dom przy ul. Pileckiego. Mężczyzna nie stawiał oporów podczas aresztowania, lecz mimo ewidentnych dowodów, uparcie nie przyznawał się do winy i składał sprzeczne zeznania. Przekonywał, że nigdy nie był ani w willi na Sadybie ani w mieszkaniu na Imielinie. Ślady DNA temu przeczyły.
– Telefony znalezione przy tym mężczyźnie to te, które wykorzystywane były do rozmów z ofiarami. Później aparaty zostały wyłączone. Jednak w rok po pierwszym zabójstwie podejrzany je włączył i zaczął nawiązywać kontakty z osobami sprzedającymi nieruchomości. Zachodziło więc podejrzenie, że planuje on dokonanie kolejnego przestępstwa – mówił wówczas Przemysław Nowak z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Wstrząsające zabójstwo w Warszawie. Odcięte ludzkie nogi na śmietniku
W grudniu 2015 roku mężczyzna został skazany za oba zabójstwa. Otrzymał karę dożywotniego pozbawienia wolności. – Sąd nie stwierdził w tej sprawie żadnych okoliczności łagodzących i kara jest dostosowana do tego stwierdzenia. Rozmiary zła są nieodwracalne. Ta sprawa jest przykładem, jaką tajemnicą jest ludzka psychika i jak niegodnie, niemoralnie, człowiek jest w stanie się zachować – podkreślał wtedy w uzasadnieniu wyroku sędzia Paweł Dobosz. Wyrok został uprawomocniony dopiero w drugiej instancji.
– Nie przyznaję się do zarzucanych mi czynów. Nie wiem dlaczego znalazłem się w tym miejscu. To jakaś pomyłka, która mam nadzieję zostanie rozwiązana – mówił Jerzy B. Sąd nie stwierdził żadnych okoliczności łagodzących. Skazał go na dożywocie.