Porwanie Bohdana Piaseckiego. Zagadka kryminalna sprzed lat
Bohdan Piasecki był dzieckiem ówczesnych elit. Jego matka zginęła w powstaniu warszawskim. Ojciec doskonale odnalazł się w powojennej rzeczywistości. Bolesław Piasecki – były przywódca skrajnie prawicowej Falangi i dowódca oddziału Armii Krajowej, w latach 50. stał się jedną z najbardziej wpływowych osób PRL. Stał na czele stowarzyszenia Pax, które służyło komunistom podporządkowaniu środowisk katolickich.
15-letni Bohdan wracał 22 stycznia 1957 r. ze szkoły z grupą przyjaciół. Wśród nich był Wojciech Szczęsny. – Zauważyliśmy dwóch mężczyzn stojących na rogu, żartowaliśmy, że wyglądają jak tajniacy. Gdy ich minęliśmy, jeden z nich podszedł do Bohdana, pokazał jakiś dokument i zaprowadził go do czarnej taksówki. Bohdan, wsiadając, uśmiechnął się do mnie bezradnie – wspominał po latach z przejęciem w programie TVP „Porwanie Bogdana”. Ten uśmiech analizował później przez lata. Czy to było pożegnanie? – Nie, to wyglądało jak grymas w stylu „Nie wiem, o co chodzi” – interpretował. O godz. 13.45 samochód odjechał z ul. Wejnerta w kierunku Śródmieścia.
Zaniepokojony Wojciech Szczęsny wrócił do szkoły i poczekał na starszego brata Bohdana, aż ten skończy lekcje. – Straciliśmy przez to cenną godzinę. Natychmiast pobiegłem zawiadomić ojca – relacjonował z kolei Jarosław Piasecki. I dopiero ojciec zawiadomił milicję o porwaniu syna. Szczęsny zapamiętał numery tablic rejestracyjnych taksówki, którą poruszali się porywacze. Powinno być więc prosto odnaleźć taksówkarza, ale działania milicji w tej sprawie od początku budziły wątpliwości. To ludzie Piaseckiego, nie MO, znaleźli auto i poinformowali śledczych, że pojazd o numerach T-75-222 należy do MPT i stoi przy Nowym Świecie.
Wtedy dopiero kierowca został zatrzymany. Taksówką kierował Ignacy Ekerling. Zeznał, że dwóch porywaczy wsiadło na ul. Żelaznej i zamówili kurs na Mokotów. Stamtąd pojechali z chłopcem pod gmach sądów przy dzisiejszej al. Solidarności. To tam miał po raz ostatni widzieć chłopca.
Gigantyczny okup za życie Bohdana
Dwie godziny po porwaniu porywacze zadzwonili do Bolesława Piaseckiego. Zostawili mu list na poczcie przy Świętokrzyskiej, w którym za życie syna żądali 100 tys. zł i 4 tys. dol. Bez informacji, kiedy i gdzie ma zostawić okup. Po dwóch dniach głos w słuchawce powiedział Piaseckiemu, żeby udał się z pieniędzmi do restauracji Kameralna przy ul. Foksal. Piasecki wysłał tam w swoim imieniu zaufanego ks. Mieczysława Suwałę. Towarzyszyli mu dwaj milicjanci w cywilu, ale ponoć wyglądali tak, że z daleka było widać, że to tajniacy. – Spalili akcję – opisywały później osoby zaangażowane w sprawę. W lokalu zadzwonił telefon, z którego kapłan dostał polecenie pojechania do budynku przy al. Na Skarpie 65. Tam znalazł kolejną wskazówkę z adresem na Powiślu. Ostatnia wiadomość kazała udać mu się pod most średnicowy po praskiej stronie Wisły. Porywcze zostawili tam but porwanego chłopca. Po kolejnych dwóch dniach w liście w drzwiach kościoła św. Krzyża informowali o podniesieniu okupu do 200 tys. zł za angażowanie w sprawę milicji. Kontakt urwał się 28 stycznia 1957 r.…
Piasecki przez blisko dwa lata łudził się, że odnajdzie syna żywego. Nadzieja zgasła 8 grudnia 1958 r. Hydraulicy robiący przegląd pomieszczeń w piwnicy budynku przy Świerczewskiego (dziś al. Solidarności 82a) natrafili na drzwi zabite gwoździami. Gdy je otworzyli, ich oczom ukazał się koszmarny widok: zwłoki chłopca, w pozycji klęczącej, z długim nożem wbitym w pierś i roztrzaskaną, zmasakrowaną czaszką. Bolesław Piasecki rozpoznał syna.
Śledczy nawet nie zabezpieczyli śladów. Przez tę piwnicę przewinęły się „tabuny” postronnych osób (w tym ówczesnych VIP-ów), które chciały zobaczyć ciało porwanego licealisty. Milicja nie zapanowała nad tym albo nie chciała zapanować. I nigdy nie wyjaśniono, kto zabił. Oprawcy pozostali bezkarni. Ponoć łeb sprawie ukręcił sam Władysław Gomułka.
Dlaczego zginął Bohdan Piasecki?
Teorii o zniknięciu Bohdana Piaseckiego było kilka. Jedna – że Bohdan żyje, a za granicę wywiozła go cudownie ocalona z powstania matka. Inna – że 16-latek został porwany przez sowieckich agentów. Większość historyków skłania się ku hipotezie o brutalnej zemście na Bolesławie Piaseckim. Tropy prowadzą do agentów UB, którzy chcieli odwetu za jego przedwojenną i okupacyjną działalność. – Bardzo możliwe, że stali za tym wysocy rangą funkcjonariusze MSW – potwierdzał były oficer bezpieki. – To była cyniczna gra. Bohdan nie żył, a porywacze znęcali się nad ojcem, by go upokorzyć – mówił dla „Rzeczpospolitej” historyk prof. Peter Raina, który badał sprawę Piaseckiego. Prawdy prawdopodobnie nie poznamy nigdy.