- Biegli psychiatrzy po przeprowadzonym badaniu jednorazowym nie byli w stanie wypowiedzieć się co do poczytalności podejrzanego w chwili zarzucanego mu czynu i zawnioskowali o przeprowadzenia obserwacji sądowo – psychiatrycznej w odpowiednim zakładzie leczniczym. Prokurator uzyskał już postanowienie Sądu w tym zakresie i na początku lutego tego roku podejrzany Artur K. trafi do odpowiedniej placówki leczniczej, gdzie zostanie poddany badaniom sądowo – psychiatrycznym – poinformował Łukasz Łapczyński z prokuratury okręgowej w Warszawie.
40-latek zostanie umieszczony w specjalnym zakładzie na terenie Szczecina. Obecnie przebywa w specjalnej celi w areszcie śledczym w Radomiu. Artur K. został oznaczony jako więzień kategorii „N”. - czyli szczególnie niebezpieczny.
Przypomnijmy, że Monika i jej synek zostali uduszeni w swoim mieszkaniu przy ulicy Nowowiejskiej w Śródmieściu na początku września 2018 roku.
Martwą 35-latkę i 3-letniego Oskarka, znalazła matka kobiety. Wcześniej próbowała się z nią skontaktować, ale gdy okazało się że nie odbiera telefonów, ani nie otwiera drzwi, postanowiła wezwać ślusarza. Po dramatycznym odkryciu na miejscu pojawiła się policja i prokurator, a sprawa wstrząsnęła całą Polską.
Okazało się, że tego samego wieczoru na policję zgłosił się mężczyzna, który przyznał że to on jest zabójcą.
Szybko wyszło na jaw, że to recydywista, który był na jednodniowej przepustce z więzienia. Monika poznała go w maju przez internet. Wszystko wskazywało, że będzie to wielka miłość, bo kobieta przyjęła zaręczyny.
Monika miała za sobą nieudany związek małżeński, sama wychowywała synka i czekała na mężczyznę swojego życia. Artur K. był szarmancki, troskliwy. Myślała, że to ta prawdziwa miłość. 22 września mieli wziąć ślub.
Kobieta była przekonana, że K. siedział za kradzieże. Ona i jej rodzina nie wiedziała, że mężczyzna oszukał ich i faktycznie odsiadywał wyrok z 2004 roku za zabójstwo swojej poprzedniej dziewczyny.
Na pogrzebie Moniki i Oskara udało nam się porozmawiać z rodziną poprzednio zamordowanej kobiety. - Boję się, że zrobią z niego psychicznie chorego, posiedzi 3 lata w zakładzie psychiatrycznym, wyjdzie na wolność i zabije kolejną dziewczynę – mówiła siostra zamordowanej w 2004 roku kobiety, tak jak Monika – uduszonej.
Gdy ją poznał miał 26 lat, ona skończyła 19. - Poznał ją w urzędzie pracy, czarował, udawał opiekuńczego – opowiadała „Super Expressowi” siostra ofiary. Po trzech tygodniach znajomości na jaw wyszły ciemne fakty z jego przeszłości. Okazało się, że przez pół roku siedział w więzieniu za rozbój. A żona rozwiodła się z nim, bo bił ją i ich dziecko.
Siostra naszej rozmówczyni próbowała zakończyć znajomość, ale się nie dało. Nachodził, zastraszał. Po miesiącu przyszedł do jej mieszkania, poddusił i utopił w wannie. Wyrok jaki usłyszał był niski – 15 lat więzienia w zakładzie o zmniejszonym rygorze na Bemowie. W trakcie odsiadywania kary aż 90 razy wyszedł na przepustkę.