Sędzia Stanisław Zdun dopytywał oskarżonego, jak w takim razie to możliwe, że "pomimo tego bólu i cierpienia" nadal współpracował w ramach grupy przestępczej ze współoskarżonym Robertem S. - według prokuratury organizatorem napadu na dom Jaroszewiczów. - Byłem przekonany, że już nigdy więcej do takiej sprawy nie dojdzie, jak pozbawienie kogoś życia w taki sposób, jak to zostało zrobione, bez jakiegokolwiek sensu i powodu" - odpowiedział Dariusz S. Zapewnił jednocześnie, że rozmawiał na ten temat z Robertem S., a podczas innych napadów dwa razy udało się mu zapobiec tragedii.
Zabójstwo sprzed lat
Proces o zabójstwo w 1992 r. byłego premiera Piotra Jaroszewicza i jego żony ruszył przed Sądem Okręgowym w Warszawie w sierpniu ub.r. Na ławie oskarżonych zasiedli Robert S., Marcin B. i Dariusz S. - członkowie tzw. gangu karateków, który w latach 90. dokonał kilkudziesięciu brutalnych napadów rabunkowych.
Prokuratura zarzuciła trzem mężczyznom zasiadającym na ławie oskarżonych napad rabunkowy na posesję Piotra Jaroszewicza i jego żony Alicji w warszawskim Aninie w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r., podczas którego mieli wspólnie zamordować Piotra Jaroszewicza, zaś Robert S. miał zabić Alicję Solską-Jaroszewicz. Robertowi S. zarzucono również zabójstwo małżeństwa S. w 1991 r. w Gdyni oraz usiłowanie zabójstwa mężczyzny w Izabelinie w 1993 r. Grozi im kara dożywotniego pozbawienia wolności.
Według prokuratury, w dniu napadu oskarżeni przez wiele godzin obserwowali posesję ofiar. Po wejściu do domu Jaroszewiczów przez uchylone okno łazienki Robert S. obezwładnił Piotra Jaroszewicza uderzeniem w tył głowy znalezioną bronią palną. Oskarżeni przywiązali mężczyznę do fotela. Z kolei Alicja Solska–Jaroszewicz została skrępowana i położona na podłodze w łazience. Oskarżeni przeszukali dom, zabrali z niego - poza dwoma pistoletami - 5 tys. marek niemieckich, pięć złotych monet oraz damski zegarek.
Dariusz S. zapewniał we wtorek przed sądem, że wydarzenia z nocy 31 sierpnia na pierwszego września 1992 r. było pierwszym napadem, w jakim brał udział. "Robert miał pieniądze, ja klepałem biedę. Powiedział, że mogę poprawić status majątkowy" - zeznawał jeszcze w trakcie śledztwa.
"Uważam, że Robertowi S. coś odbiło. (...) Później dowiedziałem się, że jest on osobą nieobliczalną, gwałtowną oraz wręcz niebezpieczną, ale tego wieczoru o tym nie wiedziałem, bo to była nasza pierwsza wspólna robota" - mówił w prokuraturze Dariusz S. o napadzie na Jaroszewiczów.
Jesienią zeszłego roku trzeci ze współoskarżonych Marcin B. mówił w wyjaśnieniach przed sądem, że napadem na dom Jaroszewiczów kierował Robert S., to on udusił byłego premiera i zastrzelił jego żonę. Po zakończeniu składania wyjaśnień przez Dariusza S. możliwe, że Robert S. będzie odnosił się do stwierdzeń pozostałych dwóch oskarżonych.
We wtorek sąd zwrócił się o rozważenie możliwości przedłużenia tymczasowych aresztów wobec całej trójki do początków września br. "Sprawa jest zawiła i skomplikowana, zarzucane czyny zostały popełnione 29 lat temu" - uzasadniła przewodnicząca składu sędziowskiego sędzia Agnieszka Jarosz. Jak dodała, wyjaśnienia oskarżonych są "kluczowym dowodem w sprawie" i ich "szczegółowa weryfikacja" wymaga czasu.
Kolejną rozprawę zaplanowano na 23 lutego. Dariusz S. ma wówczas kontynuować wyjaśnienia i odnosić się do protokołów ze swych przesłuchań w śledztwie, gdyż - jak powiedział - dużo rzeczy się nie zgadza.