Zdaniem urzędników do 2029 roku liczba miejsc na oddziałach położniczo-ginekologicznych, pediatrii, chirurgii czy internie powinna zmniejszyć się nawet o połowę! Również w stolicy.
Obszerny dokument przygotowany przez Ministerstwo Zdrowia ujrzał światło dzienne kilka dni temu. To tak zwane mapy potrzeb zdrowotnych, które zawierają analizy demograficzne i prognozy liczby zachorowań dla każdego z regionów. I będą podstawą do wyliczania kontraktów na usługi zdrowotne w województwach i poszczególnych placówkach.
Wszystko po to, by NFZ nie musiał płacić za niepotrzebne łóżka. A tych, jak wynika z dokumentu MZ, jest na Mazowszu całe mnóstwo. Zdaniem ekspertów resortu do 2029 roku o połowę powinna zmniejszyć się liczba miejsc na neonatologii, chirurgii dziecięcej, okulistyce, neurochirurgii, pediatrii i położnictwie. Liczba łóżek na chirurgii ogólnej powinna spaść z 1963 do 1438, a na urazowo-ortopedycznej - z 1517 do 1000. O ponad 400 miejsc za dużo jest też na kardiologii, gdzie, zdaniem urzędników, najlepiej byłoby zlikwidować całe oddziały niewykonujące zabiegów!
Pacjenci są przerażeni. - To fatalny pomysł! Przecież miejsc w szpitalach brakuje, trzeba czekać, by dostać się na oddział. Liczba miejsc powinna być zwiększana, a nie zmniejszana - przekonuje Andrzej Oriol (65 l.), pacjent oddziału chorób wewnętrznych Szpitala Bródnowskiego. Wtórują mu inni chorzy, którzy podkreślają, że społeczeństwo się starzeje i pacjentów będzie przybywać.
Plany resortu krytykuje też dyrektor Biura Polityki Zdrowotnej m.st. Warszawy. - Decyzja ministerstwa jest niezrozumiała. Jeśli liczba miejsc zostanie zmniejszona, będą gorsze warunki leczenia, część pacjentów może w ogóle nie dostać się do szpitala - mówi doktor Dariusz Hajdukiewicz. Przyznaje, że miejsc na oddziałach internistycznych w stolicy sezonowo brakuje, szczególnie w szpitalach Wolskim i Bielańskim, i to mimo niedawnej rozbudowy tych oddziałów. - Zmniejszanie liczby miejsc na oddziałach położniczych również będzie miało istotne skutki. Niektóre szpitale, np. św. Zofii, już dziś z braku miejsc muszą odsyłać pacjentki do innych placówek - dodaje dyrektor.