Włodarz miasta drży o życie swoje i najbliższych. We wtorek do urzędu gminy przyszła przesyłka polecona z dokumentami, na których mógł znajdować się podejrzany środek. Sekretarka otworzyła ją i zaniosła do przełożonego. Chwilę później w gabinecie zaczął rozgrywać się dramat. - Przeglądałem dokumenty, których grupa mieszkańców domaga się obniżenia mojej pensji do minimalnej krajowej. Nagle zacząłem się dziwnie czuć. Najpierw zaczęły piec mnie oczy, potem gardło i skóra. W pewnym momencie złapały mnie duszności i prawie zemdlałem. Podobne objawy miała też moja sekretarka - opowiada nam przerażony Piotr Remiszewski, burmistrz Milanówka.
Polecany artykuł:
Wyszedł z urzędu, by zaczerpnąć świeżego powietrza. - Musiałem wyjść na powietrze, bo kręciło mi się w głowie. Nie wzywałem karetki, bo nie chciałem robić paniki - dodaje włodarz. Jak przyznaje po pewnym czasie poczuł się trochę lepiej, ale cały czas ma problem z oczami. Sprawa natychmiast została zgłoszona na policję i zajęli się nią kryminalni z Komendy Stołecznej Policji. Substancja jest badana w laboratorium kryminalistycznym. Okazuje się, że to nie pierwszy zamach na burmistrza. Zaraz po tym jak został burmistrzem grożono mu śmiercią. Sprawca za groźby został skazany na 2,5 roku więzienia.
Jakiś czas później mężczyzna groził, że zabije go 13 cm nożem. - Czuje się zagrożony. Boje się o siebie i rodzinę. Robię tyle dla miasta, staram się, by mieszkańcy byli zadowoleni i chcą się mnie pozbyć - tłumaczy Piotr Remiszewski.