Marcin Januszkiewicz, Łukasz Simlat, Krzysztof Stelmaszczyk i Modest Ruciński - ci aktorzy tracą pracę w warszawskim Teatrze Studio. Zaostrza się konflikt pomiędzy obecną dyrekcją a pracownikami stołecznego teatru. Zwalniana czwórka brała udział w protestach, żądając powrotu na stanowisko poprzedniej wicedyrektor, Agnieszki Glińskiej.
Jak twierdzi obecna wicedyrektor, Aldona Machnowska-Góra, protesty nie były powodem zwolnienia. - Nie mścimy się na pracownikach. Dwie osoby zostały zwolnione dyscyplinarnie, z powodu zniszczenia mienia teatru. Stało się to po kilku tygodniach śledztwa policji. Kolejna dwójka rażąco naruszyła zasady współżycia społecznego. Chodzi o wyzwiska i bardzo agresywne zachowanie w miejscu pracy - tłumaczy wicedyrektor.
Aktorzy zrzeszeni w Związku Zawodowym już zapowiadają, że tej sprawy tak nie zostawią - tym bardziej, że budzi ona sporo wątpliwości. - Pani wicedyrektor nie zna widocznie prawa pracy. Zwolnienie kogokolwiek z instytucji budżetowej nie jest prostą sprawą. Najpierw powinno mieć miejsce upomnienie, następnie nagana... - mówi aktor Teatru Studio, Łukasz Lewandowski.
Zwolnienie 4 aktorów może mieć też opłakane skutki jeżeli chodzi o repertuar. Bez nich aż 11 spektakli może przestać być wystawianych. Dyrekcja twierdzi, że ma już plan i wie co zrobić, by nie sparaliżować pracy teatru. Dodaje też, że będzie chciała się spotkać z pozostałymi aktorami. Ci jednak mówią, że w zaistniałej sytuacji na takie spotkanie mogą nie przyjść.
Problemowi Teatru Studio przyjrzał się Artur Jarząbek: