Oburzająca sytuacja miała miejsce w niedzielę (27 lutego). W spontanicznym geście mieszkańcy rozwieszają w Warszawie flagi ukraińskie. Tak stało się przed budynkiem internatu szkoły należącej do Ambasady Rosji przy ul. Rakowieckiej 51. Na ogrodzeniu zawisły żółto-niebieskie wstążki, które po chwili zniknęły zerwane przez policjantkę. Świadkowie zdarzenia nagrali telefonem, jak funkcjonariuszka bezlitośnie wyszarpuje wstążki z ogrodzenia.
Na stołeczną policję spadły gromy oburzenia. W mediach społecznościowych aż huczało, a niektórzy użytkownicy żądali wręcz zwolnienia policjantki z pracy. Policja odcięła się od tego zdarzenia, a na reakcję nie trzeba było długo czekać. W piątek (4 marca) KSP zamieściła film z policjantką, która tłumaczy swoje zachowanie. - Ja i cała moja rodzina jesteśmy od początku zaangażowani w pomoc uchodźcom z Ukrainy. Czasami zdarza się popełnić błędy, ale nie ma sytuacji, której nie da się naprawić – powiedziała skruszona policjantka. Na wideo widać dary dla Ukrainy zebrane przez policjantów.
Zerwała wstążki, teraz przeprasza
Wraz z nią na wideo pojawił się Robert Koniuszy, oficer prasowy mokotowskiej policji. - To są produkty zebrane przez policjantów oraz pracowników cywilnych Komendy Rejonowej Policji Warszawa II. Ale nie mówimy tu tylko o pomocy materialnej, ale także pieniężnej – podkreślił na nagraniu policjant. W tym czasie policjantka zawiązała na jednej z toreb z darami żółto-niebieską wstążkę. Identyczne zawisły także przy radiowozach policji na Mokotowie, Ursynowie i Wilanowie. Policja nie wyjaśnia, czy są to te same wstążki, które policjantka zabrała z płotu.
Policja odcina się od zachowania policjantki
W czwartek (3 marca) głos zabrał rzecznik warszawskiej policji nadkom. Sylwester Marczak. - Zachowanie funkcjonariuszki przy obiekcie administrowanym przez Ambasadę Rosji jest dla Komendanta Stołecznego Policji całkowicie niezrozumiałe i nieakceptowalne – powiedział. Nie wiemy, czy policjantka poniosła jakieś konsekwencje swojego czynu.