Zeznania ofiar wypadku z udziałem policjantów w Dawidach Bankowych: "Chcieliśmy zrobić dobry uczynek, a skończyło się tragicznie"

2024-11-21 21:21

Przed sądem w Pruszkowie toczy się proces policjanta, który wioząc radiowozem dwie nastolatki, spowodował wypadek podwarszawskich w Dawidach Bankowych. Jest oskarżony o przekroczenie uprawnień i o niedopełnienie obowiązków służbowych poprzez nieudzielenie pomocy pokrzywdzonym w wypadku. W czwartek sąd odczytał wyjaśnienia złożone przez byłego funkcjonariusza, a także przesłuchał obie poszkodowane kobiety.

Wypadek w Dawidach Bankowych. Pokrzywdzone przesłuchane przed sądem

W czwartek Sąd Rejonowy w Pruszkowie odczytał wyjaśnienia złożone przez byłego funkcjonariusza w toku postępowania dyscyplinarnego, a także przesłuchał obie poszkodowane kobiety.

Przywołując zdarzenia z 2 stycznia 2023 r. obie ofiary były zgodne: z grupą znajomych wybrały się na wieczorną przejażdżkę samochodami osobowymi, podczas której młodzi ludzie zauważyli na mijanej posesji ogień. Początkowo próbowali ugasić go sami przy użyciu gaśnic samochodowych, potem wezwali straż pożarną. Kiedy ta dokończyła działania, na miejscu pojawił się patrol policji z komendy w Pruszkowie – oskarżony Janusz R. i drugi funkcjonariusz, wobec którego w październiku 2023 r. umorzono postępowanie na wniosek prokuratora.

"Chcieliśmy zrobić dobry uczynek, a skończyło się to dla nas tragicznie" - powiedziała, zwracając się do obrończyni oskarżonego, Iga Delega (zgodziła się na podanie imienia i nazwiska oraz na udostępnienie wizerunku) - jedna z dwóch poszkodowanych.

Czytaj dalej pod materiałem wideo.

Radiowóz zaczął wyprzedzać, sekundy dzieliły ich od tragedii

"Dziwne teksty" podczas interwencji

Według jednej z pokrzywdzonych podczas interwencji w Dawidach Bankowych rozmowie z funkcjonariuszami towarzyszyły żarty, także niewybredne. Zwłaszcza Janusz R. mówił w dwuznaczny sposób, był też bardziej wulgarny od kolegi. Podchodząc do młodzieży, miał zapytać "Kto to, k...a, podpalił?", młodym kobietom proponował, że "pokaże im koguta", pytał, czy jedna z nich ma na wyposażeniu samochodu trójkąt odblaskowy - w czym młodzi ludzie także wyczuli podtekst erotyczny, a pytając, czy mają przy sobie substancje psychoaktywne, dodał, że "trzeba będzie na osobistą".

Jak zeznała Delega, po wylegitymowaniu młodzieży i rozmowie policjanci wsiedli do radiowozu, zawrócili, a następnie Janusz R. otworzył okno i zwrócił się do koleżanki Delegi - która jej zdaniem była we wcześniejszej rozmowie najaktywniejsza w całej grupie - żeby wsiadła do radiowozu. Obie kobiety potraktowały to poważnie. Wsiadły do samochodu - jak zaznaczyły - dobrowolnie, choć nie wiedziały, w jakim celu.

Po około dwóch-trzech minutach jazdy kierujący pojazdem Janusz R. wjechał w zakręt z nadmierną prędkością, skutkiem czego było czołowe uderzenie w drzewo. Kobiety, które nie miały zapiętych pasów, odniosły obrażenia: Iga Delega miała złamany nos i wstrząśnienie mózgu, jej koleżanka - złamaną rękę.

Po opuszczeniu radiowozu obie dziewczęta usiadły na krawężniku tuż obok samochodu. Młodszy funkcjonariusz zaświecił im latarką w oczy - jak zeznały wspólnie, był to jedyny sposób, w jaki sprawdził ich stan zdrowia. Starszy Janusz R. krzyczał natomiast, żeby - jak zeznała Delega - "sp...y", co kobiety odebrały jako polecenie oddalenia się z miejsca zdarzenia.

Policjant nie przyznaje się do winy

Oskarżony nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Do tej pory odmawiał składania wyjaśnień. W czwartek zgodził się na ich złożenie, ale w późniejszym terminie. Wobec tego sędzia Justyna Kokoszka odczytała jego wyjaśnienia z postępowania dyscyplinarnego.

Jak stwierdził w nich Janusz R., "osoby, które wsiadły do radiowozu, miały coś ważnego do powiedzenia w związku z interwencją", a nie chciały tego powiedzieć przy ich znajomych. Jego zdaniem na tej podstawie obie kobiety mogły znaleźć się w radiowozie.

R. wyjaśniał, że zahamował gwałtownie z powodu "cienia, jakby jakieś zwierzę wyskoczyło na drogę", a auto wpadło w poślizg. Chcąc ominąć hałdę piachu, policjant uderzył w drzewo, którego wcześniej nie zauważył. Stwierdził, że nie jechał szybciej niż 60-70 km/h, a prędkość ta była dostosowana do panujących warunków atmosferycznych i drogowych.

Oskarżony miał zlecić udzielenie pomocy przedmedycznej i wezwanie pomocy swojemu koledze. Wyjaśniając, jakimi słowami polecił poszkodowanym oddalenie się, powiedział: "Nie pamiętam, jakich dokładnie użyłem słów, ale chodziło mi o to, żeby oddaliły się od auta, bo bałem się, że auto może dostać zapłonu i może dojść do wybuchu".

Kolejna rozprawa została wyznaczona na 28 listopada. Sąd zaplanował wówczas przesłuchanie w charakterze świadka drugiego funkcjonariusza.

Sonda
Czy udzielałeś/aś pomocy ofiarom wypadku?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają