- To naprawdę straszny pech - mówi wściekły Michał Talaga (26 l.), handlowiec. - Miałem dotrzeć na zebranie w firmie, a muszę taszczyć akumulator do domu, bo rozładował się dokumentnie. Zamówię taksówkę, ale i tak się spóźnię - narzeka.
Zdenerwowani byli też inni kierowcy, wśród których byli i tacy, którym wprawdzie udało się zaradzić kłopotowi na miejscu, ale i tak musiało to potrwać trochę czasu.
- Kolega przyjechał do mnie z kablami - mówi zdenerwowany Tomasz Piotrowski (32 l.), którego spotkaliśmy na ul. Wołoskiej. - Podładujemy akumulator i jakoś ruszę. Bardzo się spieszę, ale co zrobić, jak się nie da odpalić - dodaje przygnębiony.
Patrz też: Czy warto myć samochód w taki mróz
Jego słowa potwierdza Marek Wiśniewski (56 l.) pilnujący parkingu na Gocławiu. - Nie wyjechało od nas dziś rano kilkanaście aut. Nie zapaliły ludziom - mówi.
Z powodu mrozu na stołecznych ulicach było znacznie mniej korków niż zazwyczaj. Luźno było nawet na zawsze zapchanej Trasie Łazienkowskiej.
- Ja tam odpaliłam bez problemu, bo mój mąż co dzień zabiera akumulator do domu, by nie zamarzł. I mogłam wreszcie jechać bez korków - mówi zadowolona Anna Borowiec (35 l.).
Włodzimierz Słonawski z serwisu Vorbrodt przestrzega, że trzeba bardzo dbać o akumulator, by w taki mróz auto zapaliło.
- Trzeba go regularnie czyścić, dbać o czopy i zaciski na nim. Można do tego użyć specjalnej wazeliny technicznej lub np. cienkiego papieru ściernego - tłumaczy. - Gdy auto cały czas stoi na mrozie, nie wystarczy pojechać do pracy i z powrotem, jeżeli to krótki odcinek. Trzeba przebyć więcej kilometrów, żeby akumulator się podładował - dodaje. Gdy już jest za późno i akumulator się rozładował, warto mieć ze sobą kable, które podłączamy do innego akumulatora. Można też urządzenie zabrać do domu i podładować prostownikiem.