Mówi się, że „znalezione nie kradzione”. Nic bardziej mylnego. Przekonali się o tym mieszkający w Warszawie obywatele Ukrainy. 62-latek wsiadł do autobusu. Nagle zobaczył, że leży w nim telefon! Nie wiedząc, do kogo należy postanowił się nim zaopiekować. Nie wziął go jednak dla siebie, a podarował znajomej. Jego 49-letnia koleżanka przyjęła podarunek, mimo że wiedziała jakim sposobem zdobył smartfona.
Minęło kilka miesięcy. Ukrainka cieszyła się swoim nowym „nabytkiem”. Ku jej zaskoczeniu pewnego dnia do jej drzwi zapukała policja. W tym samym czasie mundurowi zawitali do jej kolegi. Oboje usłyszeli zarzuty. O co tu chodzi?
Przepisy mówią, że: „ Kto znalazł rzecz i nie zna osoby uprawnionej do jej odbioru lub nie zna jej miejsca pobytu, niezwłocznie zawiadamia o znalezieniu rzeczy starostę właściwego ze względu na miejsce zamieszkania znalazcy lub miejsce znalezienia rzeczy”. Za niedopełnienie tego obowiązku grozą poważne konsekwencje! - 62-latek, na podstawie zgromadzonych materiałów, usłyszał zarzut przywłaszczenia, kobieta odpowie za paserstwo – powiedziała podkom. Joanna Węgrzyniak z praskiej policji.
Znalazł telefon, odpowie przed sądem
Mężczyzna usłyszał zarzut przywłaszczenia. Za to przewinienie grozi grzywna lub do roku więzienia. Kobieta natomiast odpowie za paserstwo. Tu sankcje też są surowe i w przypadku mniejszej wagi przewidują do roku pozbawienia wolności.