Krzysztof Leski, znany dziennikarz radiowy i telewizyjny został rok temu znaleziony martwy w swoim mieszkaniu w wieżowcu na Chłodnej. Współlokator Łukasz B., którego dziennikarz poznał w szpitalu podczas terapii i przygarnął do mieszkania, podciął mu gardło w sylwestrowa noc. Chwycił śpiącego dziennikarza za głowę i zadał mu jeden, śmiertelny cios. I uciekł. Po kilku dniach sam zgłosił się na policję i opowiedział co się stało. W poniedziałek przed Sądem Okręgowym ruszył proces. Dziś oskarżony twierdzi, że do zbrodni namówił go diabeł. Łukasz B. przyznał się, że zabił.
- Wcześniej to zataiłem, a teraz nie mam już nic do stracenia – mówił wczoraj przed sądem. - Wcześniej piłem wódkę. Nie wiem, dlaczego dokonałem takiego czynu, który nie powinien mieć w ogóle miejsca. Nie planowałem tego. Dopiero po kilku dniach dotarło do mnie co zrobiłem, dlatego postanowiłem się zgłosić na policję – relacjonuje proces PAP. Morderca Krzysztofa Leskiego złożył też wstrząsające oświadczenie:
Oskarżony potwierdził wyjaśnienia składane w toku śledztwa, w których twierdził, że do zabójstwa Leskiego nakłonił go diabeł, którego spotkał po zażyciu "jakiejś tabletki". "Podpisałem pakt z diabłem, że będę co miesiąc zabijał człowieka. Pan Leski był pierwszy" - mówił. "Około godziny 1 w nocy diabeł przyszedł i kazał mi go zabić. On musiał mi przypomnieć o tym pakcie, bo ja zapomniałem. Gdy diabeł znów przyjdzie, dokonam zabójstwa kolejnej osoby" – dodał przesłuchiwany w prokuraturze. Pod koniec składania wyjaśnień przed sądem oskarżony powiedział, że "w dniu dzisiejszym, wracając do aresztu Warszawa-Białołęka, podetnę sobie gardło". - relacjonowali dziennikarze obecni na rozprawie.
Nikt z pięcioosobowego składu orzekającego pod przewodnictwem sędzi Danuty Kachnowicz nie zareagował na to dramatyczne oświadczenie oskarżonego 35-latka.
Kolejna rozprawa - w lutym.