- Mnie okradł już dwa lata temu. Pracował w moim kiosku i pewnego dnia po prostu zniknął z pieniędzmi. Przypadkiem dowiedziałem się niedawno, że w ten sam sposób okradł moją znajomą. Ponieważ służby przez dwa lata nie potrafiły sobie z nim poradzić, sami zastawiliśmy na niego pułapkę - relacjonuje pan Mateusz, właściciel kilku kiosków w stolicy.
Sklepikarze na jednym z portali internetowych zamieścili ogłoszenie o poszukiwaniu sprzedawcy do niewielkiego sklepiku. Czekali kilka dni i... udało się. Paweł K. odpowiedział na ogłoszenie.
- Już po pierwszym e-mailu zorientowaliśmy się, że to on. Opowiadał tę samą bajeczkę o tym, że przyjechał do stolicy z niewielkiej wioski na Mazurach i że bardzo zależy mu na pracy - wspomina Anna Cybulska (30 l.), właścicielka sklepu w Śródmieściu, którą złodziej okradł na 5 tys. zł. Umówiliśmy się z nim w jednym wytypowanym miejscu i o całej sprawie powiadomiliśmy policjantów ze
- Mnie okradł już dwa lata temu. Pracował w moim kiosku i pewnego dnia po prostu zniknął z pieniędzmi. Przypadkiem dowiedziałem się niedawno, że w ten sam sposób okradł moją znajomą. Ponieważ służby przez dwa lata nie potrafiły sobie z nim poradzić, sami zastawiliśmy na niego pułapkę - relacjonuje pan Mateusz, właściciel kilku kiosków w stolicy.
Sklepikarze na jednym z portali internetowych zamieścili ogłoszenie o poszukiwaniu sprzedawcy do niewielkiego sklepiku. Czekali kilka dni i... udało się. Paweł K. odpowiedział na ogłoszenie.
- Już po pierwszym e-mailu zorientowaliśmy się, że to on. Opowiadał tę samą bajeczkę o tym, że przyjechał do stolicy z niewielkiej wioski na Mazurach i że bardzo zależy mu na pracy - wspomina Anna Cybulska (30 l.), właścicielka sklepu w Śródmieściu, którą złodziej okradł na 5 tys. zł. Umówiliśmy się z nim w jednym wytypowanym miejscu i o całej sprawie powiadomiliśmy policjantów ze Śródmieścia - dodaje kobieta. Funkcjonariusze stanęli na wysokości zadania. Zadziałali sprawnie i bez problemu zatrzymali zaskoczonego oszusta.
- Ustaliliśmy, że działał w bardzo przemyślany sposób. Potrafił np. z okradzionego kiosku zabrać bilety komunikacji miejskiej, a potem zwracać je w kilku punktach Warszawy i odbierać za nie gotówkę. Policjanci wnioskowali o areszt dla mężczyzny - mówi kom. Robert Szumiata ze śródmiejskiej policji. Niestety, prowadząca sprawę prokuratura rejonowa Śródmieście Północ nie zgodziła się na areszt. Mężczyznę wypuszczono i... natychmiast zniknął. W miejscu zameldowania, czyli wiosce Braniewo na Mazurach, nikt go od dawna nie widział. Nie wiadomo, gdzie ukrywa się w tej chwili. - Tak właśnie działają nasze służby. Podaliśmy im złodzieja na tacy, a oni po prostu go wypuścili - rozkładają ręce wściekłe ofiary oszusta.