- Ja jako powstaniec życzyłbym sobie, by moje wnuki nigdy nie przeżywały tego, co ja musiałem przeżywać. By mogły jak najwięcej podróżować po świecie i były szczęśliwe – tak Janusz Tyman mówił „Super Expressowi” rok temu, gdy wraz z wnukami spotkał się z nami przy pomniku „Żołnierzom Żywiciela” w rocznicę Powstania Warszawskiego. Wówczas czuł się dobrze, choć jeździł na wózku. Opowiadał o swojej książce "Żoliborzanin, ale... z Wilna" dzięki której nauczył się obsługiwać komputer i w której po raz pierwszy opisał swoje dramatyczne losy. Pytany czy opowiadał o nich wnukom, mówił: - A co miałem opowiadać? Że mnie aresztowało gestapo, że mnie bili i przesłuchiwali, że wybili mi zęby, że zostałem ranny w rękę, którą mam do dziś niesprawną? Ale wspominał jak w 1945 roku wrócił do zrujnowanej Warszawy. - Niektóre ulice przestały istnieć, nie było domu, który choć w części nie byłby zburzony, tylko morze ruin - opowiada. I oni, powstańcy, zagubieni i czekający na ciąg dalszy walki, tym razem z sowieckim okupantem. - Z czasem stało się jasne, że kolejnej wojny nie będzie, więc trzeba było pomyśleć o normalnym życiu i wykształceniu - mówi pan Janusz. Został inżynierem. Dziś jego wnuki - Tomasz i Natalia, które żegnały w poniedziałek dziadka na Powązkach – chcą iść w jego ślady i zostać inżynierami.
Żoliborz pożegnał Janusza Tymana
2016-09-05
21:43
Kombatanci, rodzina i przyjaciele pożegnali w poniedziałek na Powązkach żołnierza Armii Krajowej Janusza Tymana ps. Dzigan, powstańca warszawskiego z „Żywiciela”. Miał 90 lat.