Południe w spontanicznie zorganizowanym ośrodku dla uchodźców w Serocku. Przy recepcji pojawiają się matki, dzierżące w rękach swoje dzieci. Wolontariusze i pracownicy sprawdzają wymagane do zakwaterowania dokumenty, a następnie prowadzą do pokoju - ich nowego domu. Jeszcze niedawno w tym miejscu były prowadzone pracownicze szkolenia, dziś mieszkają tu uchodźcy.- Gdy w czwartek wybuchła wojna miałam tylko 10 minut aby spakować moje dzieci na autobus. Przedostaliśmy się na granice, gdzie spędziliśmy dwie noce, w sobotę trafiliśmy do ośrodka w Serocku - mówi Irina Tomchuk (37 l.). - Nie było czasu na pakowanie rodzinnych pamiątek czy zdjęć. Wszystko to zostało w domu - dodaje Irina.
Mąż Iriny, Vladimir Tomchuk (37 l.) został w miejscowości Kowel (nieopodal granicy z Polską). Vladimir jest elektrykiem, po wybuchu wojny zaciągnął się do armii aby walczyć o wolną Ukrainę. Irina zaś pracowała zajmując się osobami starszymi. Jej historia to także rzeczywistość wielu innych kobiet mieszkających w Serocku. Aktualnie, w ośrodku jest około 200 osób, w tym 70 dzieci, liczba wciąż się powiększa. Irina, jak i niemal wszystkie kobiety deklarują chęć pracy, bo jak same mówią „nie zamierzamy się lenić”. - Ważny jest też język, chcę aby dzieci umiały mówić po polsku - wyznaje Irina.
Polecany artykuł:
Pierwsze osoby trafiły do ośrodka w Serocku w sobotę i można śmiało powiedzieć, że rozwija się on w ekspresowym tempie. Dawna sala konferencyjna stała się salą zabaw dla najmłodszych dzieciaków, na stołówce organizowane są wspólne posiłki, a uchodźcy wyposażani są w polskie karty SIM. Uchodźcy, którzy poszukują bezpiecznego miejsca dla siebie i rodziny powinni dzwonić pod numer +48 (22) 782 88 06.