Ta historia naprawdę rozdziera serce i wyciska łzy współczucia. Wojna na Ukrainie to przede wszystkim ludzie dramaty, przerażające wybory, wstrząsające decyzje. Świadczy o tym przykład Ireny Praduntes. Marynka (10 l.) - córka Ireny - została z babcią w domu w Klewaniu pod Wołyniem. Mama musiała wyjechać do Polski z młodszą córeczką. Zamieszkała w Radomiu. - Umieram ze strachu. Siedzą tam w piwnicy, po ciemku, bo nie wolno palić świateł. Córeczka pisała mi ostatnio „Mamo, boję się”. A ja tutaj przytulam Danusię i płaczę... Patrzę na nią i nie rozumiem, jak znaleźliśmy się w tym piekle - opowieść Ireny naprawdę rozdziera serce...
Jeszcze parę miesięcy temu była szczęśliwą mamą dwóch córek. Najpierw jak grom z nieba spadła diagnoza o chorobie Danusi - rdzeniowy zanik mięśni (SMA), teraz wojna rozdzieliła ją z Martynką. - Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami. Mi się tak zdarzyło – mówi Super Expressowi Irena Pradunets. Dana, by mogła żyć potrzebuje niewyobrażalnie drogiego leku genetycznego. - Jednorazowa iniekcja płynu z małej ampułki, która pozwoliłaby mojej córce rozwijać się, kosztuje 2 mln dolarów. Zbiórkę na Ukrainie przerwała wojna. Ludzie mają teraz swoje problemy, ja to rozumiem. Ale błagam o pomoc Polaków i resztę świata. Bez leku moja Dana zgaśnie – mówi nam zrozpaczona 29-latka.
Pomóc można wpłacając pieniądze na oficjalnej zbiórce na stronie siepomaga.pl
Irena w każdej chwili myśli też co robi i jak się czuje Marynka. Na Wołyniu wybuchy, pożary, bombardowane lotnisko w okolicy, dźwięki syren i latających po niebie rosyjskich helikopterów.
O czyje życie boi się bardziej – młodszej czy starszej córki?
- Serce rozdziera mi przerażenie o życie obu. Nie wiem, czy będziemy mogli wrócić do domu i czy w ogóle będzie dokąd wracać. Nie wiem, czy uda się Marynkę ściągnąć do Polski. Nie wiem, czy Danusia przeżyje. Ja zrobię wszystko, ale moje wszystko niestety nie wystarczy... – głos Ireny łamie się. - Błagam o pomoc dla Danusi.
Pomóc można pod linkiem https://www.siepomaga.pl/dana