Warszawa. Pustynia w środku miasta. Urzędnicy tłumaczą
Od kilku lat ekolodzy, aktywiści miejscy i wielu mieszkańców apelują, żeby ograniczyć koszenie trawy w Warszawie. Przekonują, że są z tego same problemy. Cierpi przyroda. Cierpią też mieszkańcy, bo kosiarki hałasują. Do tego przystrzyżone trawniki w panującej suszy i skwarze szybko zamieniają się w wypalony słońcem step.
Urzędnicy w końcu zapowiedzieli, że miasto ograniczy koszenie. I rzeczywiście w tym roku wiele hektarów zieleni uniknęło "ostrego cięcia". Jednak zupełnie inną para kaloszy są tereny przy pasie drogowym. Te musza być ciągle koszone, bo wymagają tego przepisy.
Niestety taki los spotkał spory kawałek zieleni u zbiegu Al. Stanów Zjednoczonych i ul. Kinowej. Po skoszeniu szybko zamienił się w krajobraz przypominający prerię. Podobnie wyglądają pasy zieleni oddzielające jezdnię od ścieżek rowerowych przy ul. Ostrobramskiej i w wielu innych częściach Warszawy. - Zgodnie z przepisami zieleń w pasie drogowym nie powinna zagrażać bezpieczeństwu uczestników ruchu, ograniczać wymaganego pola widoczności, skrajni drogi oraz utrudniać utrzymania drogi. Koszenie roślin w obrębie skrzyżowań, trójkątów widoczności jest koniecznością. Ponadto wysokie, niekoszone rośliny „wykładają się” na drogi rowerowe, chodniki i jezdnie, zawężając je, utrudniają poruszanie się, dlatego tereny do nich przyległe również muszą być wykaszane – tłumaczy rzeczniczka Zarządu Zieleni w Warszawie Karolina Kwiecień-Łukaszewska.