Pani Janina wzięła specjalnie dzień wolny, by udać się do Warszawy i zwrócić stare bilety. - Zadzwoniłam do hurtowni, z której je dostaję, i tam odesłali mnie na Żelazną do punktu ZTM - opowiada. - Pojechałam więc, żeby bilety oddać i kupić nowe, bo tu u mnie ciągle ktoś o nie pyta. Wtedy pani w okienku zapytała mnie podejrzliwie, skąd ich tyle mam. Odpowiedziałam jej, że prowadzę kiosk ruchu - dodaje. Pomimo to bilety nie zostały przyjęte, chociaż pani Janina miała na nie faktury.
- Pani w okienku spisała ode mnie dane i obiecała się odezwać w tej sprawie. Ale od dwóch tygodni telefon milczy. Nie stać mnie na nowe bilety, ani na tak drogą pamiątkę po starej taryfie ZTM. To aż 623,90 zł zamrożone w starych i bezużytecznych biletach - mówi oburzona. Tym bardziej że to jest jedyny kiosk w Czosnowie. Kobiety nie stać na kupno nowych kartoników, a pasażerowie co rusz się o nie dopytują. A co na to Zarząd Transportu Miejskiego?
- Nie chcemy, by osoby prowadzące działalność gospodarczą, które mają do oddania duże partie biletów, blokowały okienka pasażerom, którzy zwracają po kilka lub kilkanaście sztuk - tłumaczy Igor Krajnow (33 l.), rzecznik ZTM. - Kioskarze powinni zwracać te bilety w hurtowniach, w których się zaopatrują - dodaje. Jednak kioskarzy to nie przekonuje. - Przecież hurtowania odesłała mnie do punktu. Nie rozumiem, czemu ZTM nie ma szacunku do swojego klienta? - pyta zdenerwowana pani Janina.