Złodziej pojawił się w sklepie już w sobotę i mówił o prezencie dla siostrzenicy. Dziś wiadomo, że próbował tym wzbudzić zaufanie sprzedawcy. Udało mu się, bo gdy wrócił wczoraj, kobieta, pamiętając rozmowę, bez obaw pokazała mu tacki ze złotymi wisiorkami. - Mężczyzna ok. 40-50 lat wszedł do naszego sklepu. Zachowywał się normalnie, niczego złego się nie spodziewałam. Tym bardziej, że ten sam człowiek był u nas w sobotę i mówił, że wróci, żeby wybrać biżuterię dla siostrzenicy – relacjonuje roztrzęsionym głosem Monika Rutkowska (44 l.), sprzedawczyni jubilera przy Grochowskiej. Gdy pokazała mu biżuterię, ten wyrwał ją jej z rąk i uciekł.
Ubrany był w czapkę bejsbolówkę i okulary korekcyjne. Szuka go policja.
Sprawdzamy monitoring w sklepie, zostały zabezpieczone ślady, przeprowadzamy rozmowy ze świadkami. Próbujemy dotrzeć do podejrzanego – wylicza działania Joanna Węgrzyniak ze stołecznej policji.
Polecany artykuł:
Do szukania złodzieja został zaangażowany także pies tropiący, ale nie podjął śladu. Właściciel sklepu z biżuterią na razie nie jest w stanie oszacować strat. - Musimy zrobić remanent i policzyć – wyjaśnia pani Monika. Wiadomo jednak, że złote wisiorki mogły być warte kilka tysięcy złotych.
Polecany artykuł: