Joanna Racewicz, dziennikarka znana z takich stacji jak TVP czy TVN, pojawiła się w podcaście Kamila Balei "Tato, no weź!" w Radiu Złote Przeboje, gdzie została zapytana między innymi o kulisy radzenia sobie z tragedią, jaka spotkała jej rodzinę w 2010 roku. Chodzi o katastrofę samolotu pod Smoleńskiem, w której zginął jej mąż, Paweł Janeczek. Para była małżeństwem przez sześć lat, póki 10 kwietnia 2010 roku ich więzi nie rozerwał koszmarny wypadek samolotu prezydenckiego. W podcaście "Tato, no weź!" Racewicz ponownie zmierzyła się z koszmarami z przeszłości. Opowiedziała także o tym, jak z tym wszystkim radził sobie 2-letni wówczas syn pary, Igor. Konieczna była pomoc specjalisty, bez której dziennikarka mogłaby sobie nie poradzić z ogromem tragedii.
2-letni Igorek tragicznie stracił tatę. Miał bose stópki, nakrywał zapłakaną Racewicz
Joanna Racewicz w Radiu Złote Przeboje przyznała, że kolejne tygodnie i miesiące po śmierci męża były bardzo trudne. Musiała między innymi wytłumaczyć 2-leniemu wówczas synkowi, co stało się z jego tatą i dlaczego już go nigdy nie zobaczy. Jej słowa wyciskają łzy.
"2-latek, któremu musisz wytłumaczyć sprawy ostateczne, ma niezwykle przyspieszony kurs dojrzewania. Co innego, kiedy treningiem odchodzenia jest umierające zwierzątko, choroba, coś, do czego można było się przygotować, ale tata wychodził rano i miał być o 18:00 z powrotem", mówiła Racewicz w podcaście "Tato, no weź!".
To właśnie chłopiec był dla dziennikarki "kotwicą do życia". Racewicz zadzwoniła do zaprzyjaźnionej psycholog, która odesłała ją do właściwej osoby. Wiedziała, że potrzebuje pomocy, bez której może sobie nie poradzić. Jedna rzecz była do tego przyczynkiem.
"To była taka fabularna scena, kiedy 3-latek z bosymi stópkami nakrywa mamę w takim momencie, gdy ta siedzi z twarzą w dłoniach i gdzieś jest na jakimś kompletnym dnie rozpaczy, i mówi takie zdanie, które zostanie mi w pamięci na zawsze: Mama, nie płacz, bo będę się o ciebie martwił", wyznała Joanna Racewicz.
"To jest taka chwila, kiedy sobie zdajesz sprawę, to jest odwrócenie sytuacji do góry nogami. To nie ty o mnie, tylko ja o ciebie. Nie będziesz się już o mnie martwił, kochanie, poradzimy sobie ze wszystkim. Dotykasz jakiegoś kamienia na dnie i to jest chwila, gdzie możesz przynajmniej zacząć płynąć do góry, żeby nabrać haust świeżego powietrza", dodała dziennikarka.
Aż trudno powstrzymać łzy...
Dziś syn Joanny Racewicz, Igor, ma już 14 lat i świetną relację z mamą, która kibicuje mu z całych sił. Trzymamy kciuki za szczęście!