Kultowa już dziś komedia Machulskiego z 1987 r. wbrew pozorom niewiele ma wspólnego z bajką dla dzieci. Magiczny świat ukazany w filmie „Kingsajz” w rzeczywistości posłużył reżyserowi jako zgrany zabieg, dzięki któremu w prześmiewczy sposób mógł ukazać prawdę o totalitarnym systemie panującym wówczas w Polsce, bez konieczności mierzenia się z ówczesną cenzurą.
Komuna w krzywym zwierciadle
Akcja komedii rozgrywa się w Szuflandii – tajemniczej krainie krasnoludków ukrytej w podziemiach Instytutu Badań Czwartorzędu. Panujące w niej zasady pod wieloma względami przypominały polskie realia pod rządami komunistycznej partii. Na czele mieszkańców Szuflandii stał bowiem rządzący twardą ręką nadszyszkownik Kilkujadek (Jerzy Stuhr), który pilnie strzegł przed poddanymi receptury tytułowego kingsajzu – mikstury, która pozwalała zwiększyć rozmiary na tyle, by móc zamieszkać wśród ludzi.
Tajemnicę dyktatora udaje się jednak odkryć alchemikowi Adasiowi (Grzegorz Heromiński), któremu udaje się uciec z Szuflandii do ludzkiego świata. W ślad za nim wyrusza jego przyjaciel Olo (Jacek Chmielnik), by z pomocą pięknej Ali (Katarzyna Figura) uratować go przed wysłanym za zbiegiem pościgiem.
Z Hollywood do PRL
Pomysł na film narodził w dość zaskakujących okolicznościach. Machulski miał już wówczas na koncie kilka sukcesów, m.in. „Vabank” i „Seksmisję”. Jego talent został na tyle doceniony, że dostał się na prestiżowe stypendium, dzięki któremu trafił do mekki światowej kinematografii - do Kalifornii, gdzie zachęcano go do dłuższego pobytu.
Choć propozycja wydawała się spełnieniem marzeń każdego młodego reżysera, jak na ironię, to właśnie za oceanem Machulski zaczął cierpień na brak weny. Ostatecznie zdecydował się więc na powrót do ojczyzny, zrozumiał bowiem, że tutejsza trudna rzeczywistość dostarczała mu o wiele więcej inspiracji do kolejnych scenariuszy. - Wróciłem do Polski i od razu przyszedł mi do głowy „Kingsajz” – wyznał później w jednym z wywiadów.
Z amerykańskim rozmachem
Coś z hollywoodzkiego myślenia o kinie najwyraźniej jednak Machulskiemu zostało, realizacja filmu okazała się bowiem przedsięwzięciem na niespotykaną wówczas w Polsce skalę. Aby ukazać świat krasnoludków, potrzeba była specjalnie do tej produkcji stworzona scenografia.
Nie mogąc korzystać z osiągnięć technologicznych stosowanych na Zachodzie, Polacy musieli wykazać się kreatywnością, stworzono więc ponad 200 rekwizytów aż 20-krotnie powiększonych - w tym dwumetrową szklankę, ogromny telefony czy zapałki - by w ten sposób aktorzy wydali się mniejsi niż w rzeczywistości. Szczególnych trudności przysporzyła Machulskiemu kultowa scena erotyczna, ukazująca krasnoludka przechadzającego się po nagim ciele Katarzyny Figury. Choć zmysłową sylwetkę młodziutkiej aktorki odtworzono wówczas ze styropianu, obraz wywarł na widzach ogromne wrażenie, a sama Figura zyskała status ekranowej seksbomby.