Franciszek Pieczka to jeden z najbardziej lubianych aktorów, który na sympatię publiczności pracował wieloma zróżnicowanymi rolami. Jest ceniony także za swój głęboki i spokojny głos, który można uznać za mimowolny symbol jego życiowej postawy - Franciszek Pieczka mówi bowiem wprost: chce mieć święty spokój, jest rozczarowany tym, co widzi.
- Niedawno obchodziłem 92. urodziny i na stare lata chcę po prostu mieć święty spokój. Nie chcę się denerwować. Myślałem, że jak ludzkość poleci w przestrzeń kosmiczną i popatrzy na naszą błękitną planetę, to zmądrzeje. A okazuje się, że to wszystko nic. Ciągłe kłótnie, nie ma dyskusji, są tylko monologi, przekrzykiwanie się. Powiedziałem sobie: "Dajcie mi wszyscy święty spokój, z waszymi politykami i kłótniami. Mam tego po same uszy" - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
Kwarantanna spowodowana pandemią koronawirusa też nie działa na 92-letniego aktora najlepiej. Owszem, może liczyć na troskliwą opiekę najbliższych, ale właściwie nie wychodzi z domu. Pozostają mu rozmowy z Kazimierzem Kaczorem, kolegą z teatru.
- Od kilku miesięcy siedzę w domu, nigdzie nie wychodzę i nie ukrywam, że mam już tego troszeczkę dosyć. Od czasu do czasu dzwoni do mnie Kaziu Kaczor, z którym grałem w teatrze Powszechnym i dzieliłem garderobę, i rozmawiamy sobie, jak na starszych panów przystało - dodaje.
Franciszek Pieczka mieszka u syna, opiekuje się nim jego synowa - wykwalifikowana pielęgniarka. Wnuk 92-latka robi mu zakupy. W dobie koronawirusa Franciszek Pieczka skupił się na oglądaniu relacji sportowych i filmów przyrodniczych. Zapewnia, że polityka go w ogóle nie interesuje.
- Kilka lat temu postanowiłem sobie, że nie będą zajmował się polityką. Z każdej strony jesteśmy atakowani kolejnymi komentarzami, których autorzy najwyraźniej stawiają sobie za cel przebicie poprzednika. Gadają, co im ślina na język przyniesie, bez zastanowienia, bez refleksji. Niech sobie kształtują ten świat według swoich widzimisię. Ja już na szczęście nie będę z tego długo korzystał. Najwyżej będę patrzył na nich z góry i miał, jak mówią Niemcy, Schadenfreude, czyli radość z nieszczęścia - dodaje. (...) - Nie zaglądam też do internetu. To przykre czasy, w których można być anonimowym i bezkarnie komentować, często raniąc innych. Zawsze w takich momentach przypomina mi się dzieciństwo na wsi, gdzie były tzw. sławojki. Na jednej z nich był napis: "Proszę was z łaski nie robić na deski, patrzeć do góry i celować do dziury". Tym dla mnie są właśnie te anonimowe komentarze.