Przyglądając się wydarzeniom po zatrzymaniu filmowego Kmicica, który wsiadł za kółko po nocnej balandze z 0,9 promila w wydychanym powietrzu, można odnieść wrażenie, że nic się nie stało. Aktor ze swoją uroczą żoną biegał od telewizji do telewizji, gdzie zamiast się kajać, robili przedstawienie. Zamiast być potępionym, stał się bohaterem. Nie spodobało się to Szczepkowskiej.
- Drogi Danielu, błyszczysz brzydko. I nie chodzi o rozmiar występku. Nie o ilość promili. Nie o to, że - jak sugerują salony - alkomat policji był polityczny i wskazał nadwyżkę, bo sprzyjasz Platformie. Nie powinieneś iść do TVN, lecz do kościoła, Bogu dziękować, że tylko tak się to skończyło - napisała aktorka w liście do Olbrychskiego na łamach magazynu "Plus Minus".
Szczepkowska przypomina także Olbrychskiemu, że po śmierci Jana Pawła II z własnej woli ogłosił, że zrywa z alkoholem. Obietnicę złamał.
- Potrzeba błyszczenia zaprowadziła cię poza wszelkie normy. Tego rodzaju przysięgę składa się sobie, nie publiczności. Postanowiłeś błysnąć przy okazji tak szczególnej jak śmierć Papieża i złożyłeś deklarację abstynencji. Niedotrzymanie tej obietnicy oznacza utratę honoru - grzmi pani Joanna.
Dla Olbrychskiego, który wkrótce odpowie przed sądem za swój czyn, aktorka ma jedną radę.
- Radzę Ci szczerze: nie rób show ze swojego procesu. Spróbuj coś kiedyś zrobić naprawdę. Tylko dla siebie. Bez sławy i bez chwały. To się należy choćby Papieżowi - kończy.