Jerzy Zelnik na aborcję wraz ze swoją partnerką zdecydował się w młodości. O tej trudnej decyzji opowiedział w wydaniej kilka miesięcy temu biografii "Szczere nie tylko o sobie". Aktor zdecydował się na to wyznanie, gdyż jak twierdzi "Nie chodzi tu o publiczną spowiedź. Chcę przestrzec. Nie dajcie się omamić, aborcja to nie jest rozwiązanie problemów, tylko ich źródło". Jerzy Zelnik i jego przyszła żona Urszula zdecydowali się na aborcję w 1968 roku. Partnerka aktora chodziła wtedy do klasy maturalnej. On po studiach zaczął pracę w Krakowie.
- Byliśmy młodzi, sądziliśmy, że mamy jeszcze czas na powiększenie rodziny. Urszulka musiała myśleć o skończeniu szkoły, ja byłem u progu kariery, a dziecko to przecież obowiązki, rezygnacja z siebie, dopiero rozpoczynaliśmy życie we dwoje - wyznaje w biografii "Szczerze nie tylko o sobie" Zelnik. Jak się okazało, konsekwencje decyzji o aborcji były straszne. Para po usunięciu pierwszego dziecka przez długi czas nie mogła się doczekać potomka. Na narodziny syna musieli czekać aż 12 lat.
- Ta decyzja na zawsze okaleczyła naszą psychikę, zrujnowała zdrowie Urszulki, nie mieliśmy też pojęcia, jak wielki to grzech - tłumaczy aktor. Kolejna ciąża Urszuli była patologiczna. O tym, jak duży błąd popełnili zrozumieli po obejrzeniu filmu "Niemy krzyk". Aby podtrzymać kolejną ciąże konieczny był długi pobyt w szpitalu.
- Ula dzięki heroicznym wręcz poświęceniom utrzymała dziecko. Leżała przez sześć miesięcy w szpitalu. Wreszcie miłosierny Bóg dał nam nagrodę. W 1981 roku urodziła synka. Dała mu imię Mateusz, nie wiedząc, że to imię znaczy Boży Dar - wspomina aktor.
ZOBACZ: Jerzy Zelnik tłumaczy się ze współpracy z SB w Do Rzeczy: mogę dać słowo honoru - nie pamiętam