W minioną sobotę Maryla Rodowicz zaśpiewała w Wadowicach. I kto by pomyślał, że to właśnie tam spotka ją takie nieszczęście! W czasie koncertu ktoś musiał zakraść się do jej garderoby. Zginęły z niej bowiem kremówki papieskie, które, jak ujawnia nam gwiazda, specjalnie położyła na swoich prywatnych rzeczach, by po występie o nich nie zapomnieć.
Nie mam pojęcia, jak doszło do tej kradzieży. Gdy przyjechałam na miejsce, powiedziałam do mojego kierowcy: "Panie Arturze, na rynku na pewno jest kilka cukierni i wszystkie robią słynne papieskie kremówki. Niech mi pan kupi ze cztery"
- opowiada nam Rodowicz.
Weszliśmy do garderoby, a tam był catering - małe co nieco. Były też akurat cztery kremówki. Stały w zamkniętej paczce. Od razu wzięłam tę paczuszkę i położyłam na swojej torebce, żeby o niej nie zapomnieć. Nigdy nie jem przed koncertem. Nie jem też po. Pomyślałam: "Jak dojadę do domu, to chętnie zjem je w nocy". Niestety, po koncercie patrzę, a kremówek nie ma
- opisuje nam całe zdarzenie.
Te informacje z pewnością przydadzą się detektywowi Krzysztofowi Rutkowskiemu, który zobowiązał się szukać skradzionych smakołyków artystki.
- Marylo, nie martw się! Biuro detektywistyczne Krzysztofa Rutkowskiego stanie na wysokości zadania! - powiedział nam.
NIE PRZEGAP: Maryla Rodowicz nie do poznania. Schudła już 20 kg! Tylko nam zdradza, jak to zrobiła
Gwiazda obiecała swoją pełną współpracę w kwestii kradzieży.
- Cieszę się, że "Super Express" i detektyw Rutkowski zajęli się sprawą - mówi nam Maryla Rodowicz.
Myślicie, że kremówki Maryli Rodowicz jeszcze się odnajdą?