Agata Młynarska: Nigdy się nie nudzę - HISTORIA ŻYCIA

2012-06-19 4:40

Do życia Agaty Młynarskiej (47 l.) nigdy nie wkradła się nuda. Bała się jej jak diabeł święconej wody. Bo ojciec, Wojciech Młynarski (77 l.), powtarzał Agacie, że ludzie inteligentni nigdy się nie nudzą. I rzeczywiście od dziecka przyszła dziennikarka miała mnóstwo zajęć. I tak jest do dziś.

Mój dom był kolorowy, artystyczny, nieprzeciętny. Jego normalność wyznaczały zupy pomidorowa czy ogórkowa gotowane codziennie. I wyprawianie nas rano przez mamę do szkoły. Zawsze miałam poczucie, że wychodzę "zaopiekowana", cała reszta to była wielka kotłowanina spraw, spektakli, piosenek.

Bardzo późno kończyło się życie w naszym domu. Mama, aktorka Teatru Rozmaitości, tato, kierownik teatru, wracali około godz. 22. Nasłuchiwałam ich kroków, a gdy przyszli, zaczynało się życie. Kolacja, omawianie dnia. Ja zawsze przeciągałam, żeby jeszcze uszczknąć trochę wieczoru z rodzicami. Nie miałam kontaktu z rodzicami o normalnych porach, ale dostawałam rekompensatę. Mogłam przyjść do teatru, zjeść w bufecie kajzerkę z żółtym serem, pójść do garderoby mamy, którą dzieliła z Kaliną Jędrusik (†61 l.). Wolno mi było zawinąć się w jakąś kieckę, odrabiać lekcje na konsolecie z kosmetykami, przyglądać się przygotowaniom do spektaklu.

Nie byłam dzieckiem piątkowym, ale bardzo pracowitym. Miałam mnóstwo zajęć, gimnastyka artystyczna, szkoła muzyczna, baletowa, tańczyłam w "Dziadku do orzechów"... Miałam 6 lat, gdy ojciec bardzo serio mówił mi: "Inteligentni ludzie się nie nudzą". Wpadałam w panikę, gdy tylko pojawiła się myśl: czy ja się nudzę? Ba, wiedziałam, że nawet śpiąc, nie mogę się nudzić... Może stąd bierze się moje zaangażowanie w dorosłym życiu w tak wiele projektów, bo przecież stworzyłam portal Onaonaona.com, prowadzę programy w Polsat Cafe i w radiu, jestem szefem ds. nowych projektów w Polsacie. Nie lubię nudy, to zdecydowanie nawyk z dzieciństwa.

Za to w niedzielę były wakacje, odbywał się tzw. kitwas. A więc kitwasiliśmy się w łóżkach, chodziliśmy od jednego do następnego, wylegiwaliśmy się, drapaliśmy się po plecach. Potem robiliśmy śniadanie, każdej niedzieli było jak w Wielkanoc, na stół pięknie przystrojony przez mamę wjeżdżało wszystko, co było w lodówce, a o 14 rozpoczynał się obiad.

To mama i nasza ukochana gosposia Hela tworzyły ciepło domu. Uwielbiałam swój dom. Zawsze było w nim najciekawiej i najlepiej. Nie interesowali mnie rówieśnicy, koledzy. To koledzy rodziców byli dla mnie najfajniejszymi kumplami.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki