Wczesne popołudnie, warszawski Wilanów. Agnieszka Dygant swoim ogromnym land roverem wraca z prywatnej przychodni lekarskiej z synem Xawerym (4 l.). Nagle dzwoni telefon. Aktorka chwyta komórkę i zaczyna rozmawiać. Ale niestety widzi to policjant. Szybko zatrzymuje jej auto. Mina aktorki rzednie... Dygant natychmiast wpada w grobowy nastrój. Marszczy czoło, usta zawija w podkówkę, łzy napływają jej do oczu. Ma taką minę, że na jej widok każdemu pękłoby serce, najtwardszemu policjantowi też. Nie słyszeliśmy, co Agnieszka mówiła, czy to było "Przepraszam", "Ale ja tylko...". Wiemy jedno, zagrała tak dobrze, że na funkcjonariusza tłumaczenie zadziałało. Policjant złagodniał, skończyło się na upomnieniu. Ba! Dzięki talentowi aktorskiemu Agnieszka trochę przyoszczędziła. Za śliczne smutne oczy nie dostała 200-złotowego mandatu i pięciu punktów karnych.
Zobacz też: Agnieszka Dygant tylko udaje, że nie zna się na modzie - Lubię się stroić!
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail