17 października Jerzy Stuhr potrącił w Krakowie motocyklistę, prowadząc auto pod wpływem alkoholu. Aktor z pomocą syna wydał już oświadczenie, przyznając się do złamania prawa, posypując głowę popiołem i zapewniając, że współpracuje z odpowiednimi służbami, które zajmują się całą sprawą. Zachowanie artysty wzbudziło jednak niesmak wśród tysięcy jego fanów, ale i kolegów z branży. O wybryki Stuhra postanowiliśmy spytać Agnieszkę Holland.
Agnieszka Holland zapytana o pijacką eskapadę Jerzego Stuhra. Nie gryzła się w język
Agnieszka Holland pokusiła się o komentarz na temat wybryków Jerzego Stuhra, które mogły zakończyć się tragedią. Jak zareagowała, gdy się o wszystkim dowiedziała?
- Było mi smutno i przykro, bo człowiek o jego statusie - były rektor, wspaniały artysta i człowiek, który zabiera głos w sprawach publicznych, kontrowersyjnych tak zwanych, czyli politycznych, niekoniecznie bliskim władzy - powinien uważać. To znaczy każdy powinien uważać. Ja jestem przeciwna przekraczaniu prędkości i jeżdżeniu pod wpływem. Faktem jest, że, jak to mówią, nie wypił za dużo, we Włoszech "by to przeszło", ale nie powinien tego robić, zwłaszcza że jest w takim wieku, że trzeba szczególnie uważać za kierownicą. Może ma słabszy refleks. A ja wiem coś o tym.
Reżyser jest niemal pewna, że wierni fani artysty wybaczą mu to, czego się dopuścił. Nie oznacza to jednak, że bardzo zaszkodził swojemu wizerunkowi i zapewne poniesie tego poważne konsekwencje.
- Gorsze grzechy, jeżeli można to porównywać... Na szczęście nic się nie stało. Gdyby coś się stało, on [Jerzy Stuhr - przyp. red.] nie wybaczyłby sobie tego do końca życia. A ponieważ skończyło się to bez jakiegoś uszczerbku na zdrowiu, to mam nadzieję, że wyciągnie z tego wnioski i to się nie powtórzy, a jego widzowie, myślę, że z czasem mu wybaczą.
Jerzy Stuhr to kolejna gwiazda, która zdecydowała się wsiąść za kółko, będąc pod wpływem alkoholu. Reżyserka nie ma wątpliwości - jej pokolenie od zawsze raczyło się trunkami wysokoprocentowymi, ale wcześniej nie było to nazywane alkoholizmem.
- Myślę, że w mojej generacji był większy problem. Rzeczywiście wszyscy pili i to był sposób spędzania czasu, odreagowania, nikt tego nie nazywał alkoholizmem. To, niestety, zostało wielu moim kolegom, a niektórych to kosztowało życie, bo wielu ludzi z tej mojej generacji przedwcześnie odeszło. Myślę, że właśnie z powodu nadużycia. Ten problem teraz jest, ale jest znacznie mniej widoczny. Jeśli ludzie piją, to raczej po kryjomu i nie piją w pracy.
Zgadzacie się z jej stanowiskiem?