Aktorzy zarabiają za mało!

2008-08-01 10:08

Zmęczona, chwilami myślami nieobecna aktorka Sylwia Gliwa spotyka się ze mną prosto po zdjęciach próbnych. Jak poszło - tajemnica, żeby nie zapeszyć. Gdy wchodzi do modnej kawiarni w centrum Warszawy, przyciąga wzrok swoją urodą . Od progu mówi, że jest jej zimno (choć na dworze upał) i namawia do zmiany stolika. Rozmowa z nią to czysta przyjemność...

- Chciałbym trochę pogrzebać w pani życiorysie...

- Pytać pan może o wszystko, a ja nie na każde pytanie muszę odpowiadać. Nie wszystko na sprzedaż...

- W takim razie dlaczego podaje pani swoje wymiary w Internecie?

- A co panu z tej wiedzy? Co zwykłemu Kowalskiemu z tego, że dowie się, że mam w biuście 98 centymetrów, a w talii 60?

- Ile? Na stronie myspace.com wyczytałem, że pani wymiary to: 95-60-95?

- No widzi pan (śmiech).

- Widzę i się dziwię, bo wielkość biustu - przyzna pani - to dość osobista sprawa. Takie wymiary podają kandydatki na Miss Polonia, żeby publiczność wiedziała, na kogo głosować...

- ...ale ta publiczność nie głosuje na wymiary, tylko na konkretną dziewczynę. Albo jest piękna i ma urok osobisty, albo nie. Z aktorkami jest podobnie. Wymiary wymiarami, ale nawet kształty Wenus z Milo nie dają gwarancji angażu czy dobrze zagranej roli. Jestem aktorką. Gdy ktoś z jakiejś produkcji dzwoni i pyta o moje wymiary, a ja akurat na targu kupuję warzywa, co bardzo utrudnia rozmowę o wymiarach, odsyłam tę osobę do Internetu i mówię, żeby sobie sprawdziła.

- Od zawsze pani taka praktyczna?

- Aktorstwo to zawód z jednej strony dla ludzi wrażliwych, a z drugiej dla bardzo twardych i pewnych siebie. Moim zdaniem jedno nie przeczy drugiemu. Zwyciężają ci, którzy potrafią zachować wrażliwość, ale jednocześnie tworzą w sobie warstwę ochronną, konieczna jest też wytrwałość i konsekwencja. To trudny kawałek chleba.

- Co jest najtrudniejsze?

- Może to, że gdzie się nie ruszysz, jesteś oceniany. Ocenia cię reżyser, ocenia publiczność w teatrze, ale i zwykli ludzie na ulicy czy w pociągu: jak ona się ubiera, co pije, ile pije i tak w kółko.

- Zagrała pani w dwóch popularnych serialach : "Na Wspólnej" i w "Ranczu". Czuje już się pani gwiazdą?

- Wiem, że "Ranczo"ogląda 8,5 miliona ludzi, ale często zapominam o kwestii bycia rozpoznawalną. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Kiedyś w teatrze spytałam o ceny biletów. Pani kasjerka powiedziała, że dla specjalnych gości są specjalne ceny. Byłam przekonana, że to a' propos koleżanki, z która przyszłam. Okazało się, że chodziło o mnie. Ta sytuacja troszkę mnie zaskoczyła.

- A co panią zaskakiwało na Dworcu Centralnym w Warszawie, gdzie w wolnych chwilach na studiach pani przesiadywała?

- Ludzie, których można tam spotkać. Tak samo jest na lotniskach. W takich miejscach krzyżują się ludzkie energie. Osoby z nizin społecznych, kloszardzi, alkoholicy, a obok nich przemykają w swoich eleganckich garniturach politycy i biznesmeni zarabiający miliony. Jest na kogo popatrzeć. Ostatnio miałam możliwość obejrzeć nowy film Kasi Laco Adamik, która świetnie wykorzystała ten temat.

- W czasie podróży rozmawia pani z ludźmi w pociągu?

- Zależy z kim podróżuję. Kiedyś spotkałam 80-letniego nauczyciela muzyki. Pochodzi z Zakopanego i tam uczy dzieci gry na fortepianie. Przegadaliśmy 3 godziny. Niezwykły człowiek. Innym razem nocą w drodze z Krakowa do Tarnowa siedziałam przy szybie i słuchałam przedziwnej rozmowy. Para, dziewczyna z Tarnobrzega, chłopak z Rzeszowa, ona przysadzista, on szczupły. W pewnym momencie ona zaczęła siebie zachwalać: "Oj Zygmuś, Zygmuś. Ja jestem najlepsza. Nigdy w życiu nie znajdziesz takiej kobiety jak ja. Dam ci wszystko" - przekonywała.

- A skoro o miłości mowa. Jedna z gazet nazwała panią uciekającą panną młodą. Ma pani za sobą trzy kolejne nieudane związki. Czy to znak, że nie ma pani szczęścia do mężczyzn?

- Gdybym przyznała panu rację, to wszyscy panowie, którzy będą czytać ten wywiad, od razu mnie skreślą i na randkę z nimi nie mam szans (śmiech). Uważam, że mam bardzo dużo szczęścia do mężczyzn. Ci, z którymi byłam, mieli duże poczucie wolności i na pewno się z nimi nie nudziłam. To indywidualiści, bardzo ciekawi ludzie...

- W czasach studenckich była pani dziewczyną Borysa Szyca, dziś wziętego aktora. Planowaliście nawet ślub. Wtedy wszystko się rozeszło, a teraz na nowo jesteście widywani razem... Stara miłość nie rdzewieje?

- Każdy pragnie miłości, nawet kura - jak pisał Czechow. Bez miłości życie nie smakuje. Mam swoje fascynacje i marzenia. Jestem przekonana, że ktoś jest mi pisany, a ja komuś przeznaczona. Yves Saint Laurent mówił, że nic tak nie zdobi kobiety jak ramiona mężczyzny, który ją kocha. Ja się z nim zgadzam. Może wyjdę z tego spotkania i trafię na tę osobę tuż za rogiem, a może to jest pan - nie wiem. Dużo w tym wszystkim przypadku...

- A to, że została pani aktorką, to też przypadek?

- Śmieję się, że wszystkiemu winna jest Katarzyna Figura. Jako mała dziewczynka zobaczyłam film "Pociąg do Hollywood" i pomyślałam sobie, że też bym tak chciała, żeby mnie ktoś oglądał w telewizji. Od dziecka przeżywałam ogromny wstyd, kiedy z rodzicami oglądaliśmy serial "Janka" z Agnieszką Krukówną w tytułowej roli. Smuciłam się, że to nie ja gram i że to nie mnie oglądają rodzice. To było bardzo silne uczucie.

- Jak wyglądała pani droga do aktorstwa?

- Trafiłam na odpowiednią osobą w odpowiednim czasie. Pani z podstawówki prowadziła kółko teatralne, przesłuchała mnie i stwierdziła, że mam ciekawy głos i parę innych atutów. Nad dykcją pracowałam potem po kilka godzin dziennie.

- A rodzice?

- Tłumaczyli, że mam zostać prawnikiem i aby mi to umożliwić, wynajęli nawet profesora z Uniwersytetu Śląskiego, który przyjeżdżał i w najdrobniejszych szczegółach opowiadał mi o Sasach i wojnach punickich. Miałam jednak swój plan i nikt nie mógł mi przemówić do rozsądku. Poszłam swoją drogą i trafiłam do Akademii Teatralnej.

- Podobno pierwszego dnia zajęć zjawiła się pani w berecie, w ubraniu wyprasowanych na kancik...

- Elegancję mam wrodzoną, chociaż ostatnio bardzo się wyluzowałam i nosze spodnie z krokiem w kolanach (śmiech).

- Mówią o pani panienka z dobrego domu? To prawda?

- Zależy, co kto ma na myśli. Do 18. roku życia siedziałam w książkach, a o godzinie 22 byłam już zawsze w domu. Nie było przebacz. Moja mama jest kobietą z zasadami. Bywała groźna i uparta, zawsze wiedzieliśmy z rodzeństwem, że w pewnych kwestiach nie ma z nią dyskusji. Rodzice nauczyli mnie, co jest dobre, a co złe.

- A stancja u sióstr zakonnych po przyjeździe do Warszawy na studia aktorskie była dobra czy zła?

- Zamieszkałam u zakonnic przy ul. Grochowskiej, bo tak postanowiła mama. Spędziłam tam zaledwie dwa miesiące. To był bardzo trudny czas, bo o godzinie 22 siostry zamykały bramę i nie mogłam dostać się do swojego pokoju. A moje zajęcia trwały czasami do godziny 3-4 nad ranem.

- Mówi pani o zajęciach klubowo-imprezowych?

- Nie! Za moich czasów zajęcia w szkole teatralnej trwały do białego rana. Naprawdę! Kłótnie o sale prób były na porządku dziennym.

- Właśnie skończyła pani 30 lat. Jakie ma pani oczekiwania wobec życia?

- Zależy mi na tym, żeby mieć pracę i swój zawód wykonywać dobrze i żeby godnie zarabiać.

- Co to znaczy godnie zarabiać?

- Żebybyło mnie stać na rozwój i podróże.

- Niektóre pani koleżanki po fachu biorą nawet 12 tys. za dzień zdjęciowy. Czy to nie demoralizujące stawki?

- A przepraszam, dziennikarze zarabiają mało? Czasami mam wrażenie, że aktor jest na samym końcu tego łańcucha pokarmowego. Podam przykład: agencja fotograficzna zaprasza aktorkę na sesję zdjęciową. Ta wstaje skoro świt, jest trzy godziny malowana, przebierana, następnie parę godzin trwają zdjęcia. Zarabia producent sesji, stylista, fryzjer, wizażystka, fotograf. Podsumowując, zarobili wszyscy dookoła, a aktor zamiast wypłaty ma z tego... ładne zdjęcia. Nie skarżę się, ale przedstawiam realia. Nie uważam, że aktorzy zarabiają za dużo, zarabiamy w Polsce za mało, bo nasza praca polega również na czekaniu na role, chodzeniu na castingi, a wtedy się nie zarabia w ogóle. O tym trzeba też pamiętać.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają