Do nieszczęśliwego wypadku z udziałem Aldony Orman doszło kilka miesięcy temu na planie filmu „Dom wybranych” w reżyserii Wojciecha Nowaka. Zdjęcia częściowo powstawały w Albanii. Piękna aktorka spadła w przepaść na betonowe podłoże, dookoła wystawały metalowe pręty. Skutki upadki okazały się bardzo bolesne i kłopotliwe. Mogła zostać sparaliżowana, a nawet stracić życie. - W Albanii kręciłam ostatnie sceny do filmu „Dom wybranych”. Na planie miałam wypadek na oczach wszystkich, na oczach producenta, reżysera, aktorów… Spadłam w przepaść ponieważ nie była oznaczona scena, zgasły światła. Ja byłam przekonana, że jest większa przestrzeń. Zrobiłam trzy kroki do przodu. Po tym jak zgrałam ostatnią scenę chciałam dojść do ekipy i im podziękować i mój czwarty krok to był krok w przepaść, bo przede mną była dziura na trzy metry, na dole beton. Miałam szczęście, że nie spadłam na jakiś metal, który był obok. Dużo różnych rzeczy się wydarzyło - opowiada „Super Expressowi” Aldona Orman.
Gwieździe „Klanu” groził paraliż
Artystka doznała poważnych obrażeń. Miała stłuczone ciało i uszkodzone kręgi. Cudem uniknęła paraliżu. - Zerwałam więzadła w szyi. Poprzesuwały mi się wszystkie kręgi po 5-6 mm i tak naprawdę ktoś nade mną czuwał, pan Bóg, czy aniołowie, ponieważ mam bardzo szeroki kanał, gdzie jest rdzeń kręgowy. Jeżeli miałabym normalny, tak jak wszyscy inni ludzie to te wszystkie kręgi, które się przesunęły, przebiłyby rdzeń kręgowy i wtedy już byłabym sparaliżowana do końca życia, a dzięki temu jestem tutaj, stoję i wszystko idzie w dobrym kierunku - mówi nam pani Aldona. Okazuje się, że pech spotkał także reżysera produkcji. - Nie byłam jedyną osobą, która miała tego dnia wypadek. Jeszcze był też reżyser. Razem nas zawieźli do szpitala. Dostaliśmy tam zastrzyki i kroplówki. Dzięki temu mogliśmy wrócić do Polski. Wróciłam na wózku, ale najgorszy ból zaczął się po powrocie. Następnego dnia po przylocie do Warszawy nie mogłam się w ogóle ruszyć - wspomina.
Aktorka i reżyser tuż po wypadku trafili do prywatnego szpitala w Albanii. Tam udzielono im doraźnej pomocy. Pojawił się jednak kolejny problem - bariera językowa. - Był kłopot duży, zwłaszcza językowy. Oni tam nie mówili po angielsku. Był z nami kierownik produkcji, który pomagał tłumaczyć rozmowy z albańskimi lekarzami. To był szpital prywatny. Naprawdę nie było źle jeśli chodzi o poziom opieki. Pierwsza pomocy była w porządku. Przede wszystkim dali nam leki przeciwbólowe, żebyśmy mogli wrócić do Polski - relacjonuje gwiazda.
Prawdziwa walka o zdrowie rozpoczęła się w Polsce. Tu z pomocą Aldonie Orman przyszła załoga ze szpitala na Wołoskiej w Warszawie. - Lekarze ze szpitala na Wołoskiej bardzo mi pomogli. Cały czas rehabilitują mnie na różne sposoby. Miała być operacja szyi, ale jednak zdecydowali, że nie, bo operacja szyi jest bardzo niebezpieczną operacją i lepiej jest rehabilitować. Bardzo wiele mi pomogli i bardzo dziękuję wszystkim lekarzom, neurochirurgom, ortopedom, rehabilitantom - wymienia aktorka, która wciąż jest pod okiem specjalistów. Jak długo potrwa jeszcze jej rehabilitacja? - To wszystko zależy od mojego organizmu. Cały czas muszę się rehabilitować i cały czas biorę leki - zdradza.
Ekipa serialu specjalnie zmieniła sceny dla Aldony Orman
Rękę wyciągnęli do niej także twórcy „Klanu”. Jej bohaterce Barbarze Milewskiej trzeba było zmienić sceny, tak by gwiazda nie musiała wykonywać gwałtownych ruchów. - Przecudnie zachowała się produkcja „Klanu”. Przepisywali moje sceny ze stojących na siedzące. Nie mogłam chodzić, nie mogłam się ruszać… W tym czasie też grałam w „Ojcu Mateuszu”. Akurat był reżyser, też Wojtek Nowak, z którym oboje wróciliśmy poszkodowani z Albanii, także tam też się mną opiekowali. Naprawdę bardzo dużo dostałam wsparcia od kolegów, od produkcji obu seriali. Staram się żyć normalnie, mimo wszystko - uśmiecha się pełna nadziei.