Aldona Orman: Z miłości uciekłam do Niemiec

2012-12-18 3:00

Miała pójść na biologię lub medycynę, jak połowa jej licealnej klasy, ale zdała na aktorstwo. Kiedy kończyła studia, umierała jej mama. A potem znana z serialu "Klan" Aldona Orman (44 l.) zakochała się i wyjechała za ukochanym Robertem do Niemiec. Czy dzisiaj zrobiłaby tak samo?

Chodziłam do bardzo dobrej klasy w liceum o profilu biologiczno-chemicznym, gdzie wszyscy przyjęci uczniowie mieli świadectwa z paskiem. Chciałam studiować biologię lub medycynę, ale dwa miesiące przed maturą, po kolejnym wygranym konkursie recytatorskim, pod wpływem mojej pani od języka polskiego, Barbary Skurkiewicz, zmieniłam zdanie i poszłam do szkoły teatralnej. Wybrałam Wrocław.

W dniu, gdy prof. Jerzy Stuhr odbierał mój dyplom, dowiedziałam się, że moja ukochana mama trafiła do szpitala. Od tego momentu przez 10 dni przeszła trzy zawały. 10 czerwca podczas reanimacji odeszła. Osiem dni siedziałam w szpitalu przy jej łóżku, byłam z nią do ostatnich chwil. Tak naprawdę nigdy do końca nie przerobiłam jej śmierci. To ciągle do mnie wraca. Myślę o niej, kiedy idą święta - że nie ma jej z nami przy stole i że moja córka nigdy nie poznała babci. Myślę o niej na wielu życiowych zakrętach. Tak bardzo brakuje mi jej mądrości, doświadczenia, życzliwości.

Kilka miesięcy po śmierci mamy wyjechałam do Niemiec, do Monachium. Nie umiałam się wtedy pogodzić z tym, że jej już nie ma. Myślałam, że jak wyjadę, pustka będzie mniejsza, zniknie.

To był moment wchodzenia w dorosłe życie - bez najbliższej i najważniejszej osoby w moim życiu, w innym kraju, w innej rzeczywistości. Chwilami było bardzo trudno, ale wierzyłam, że jeśli się tam znalazłam, to po coś. W Monachium przeżyłam dużo ważnych i ciekawych rzeczy. Zaraz po przyjeździe pracowałam jako spiker w Radiu Wolna Europa. Tym, którego w latach mojego dzieciństwa słuchali moi rodzice. Po następnych kilku miesiącach dostałam pierwszą rolę w niemieckim teatrze. Później kolejne. Najlepiej wspominam spektakl muzyczny w Modernes Theater, w którym śpiewałam największe niemieckie przeboje lat 60. To było dla mnie wielkie przeżycie, gdy po spektaklu do mnie, jedynej cudzoziemki, przychodzili widzowie z kwiatami i słowami: "Pani śpiewa i wygląda jak Alexandra - moja ulubiona w tych latach piosenkarka" (a śpiewałam jej piosenki, m.in. "Chłopaka cygańskiego"). Byłam wtedy bardzo, bardzo szczupła, ważyłam 40 kg. W Niemczech nauczyłam się wiele, wiele rzeczy po raz pierwszy widziałam i przeżyłam. To był ważny czas w kształtowaniu mojej osobowości, świadomości. Może gdybym nie przeżyła tych 10 lat w Monachium, byłabym innym człowiekiem. No i tam też przeżyłam mój pierwszy ważny związek.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki