W piątek do polskich mediów dotarły informacje o dramacie na planie westernu "Rust". Grający w produkcji Alec Baldwin przypadkowo postrzelił dwie osoby. 42-letnia Hayna Hutchins, szefowa zdjęć zmarła po przewiezieniu do szpitala University of New Mexico w wyniku odniesionych obrażeń. Jeden ze świadków tego wydarzenia w rozmowie z Showbiz411 ujawnił, że Alec Baldwin był w ciężkim szoku.
- Dlaczego wręczono mi naładowaną broń?! Przez wszystkie lata pracy nigdy nie dostałem naładowanej broni! - krzyczał roztrzęsiony i zapłakany aktor.
Obrażenia odniósł też Joel Souza. Reżyser wyszedł już ze szpitala.
NIE PRZEGAP: Jest afera po "The Voice of Poland"! Przez to co wyprawiała Sylwia Grzeszczak UCIERPIAŁA Karolina?!
Właśnie upubliczniono akta sądowe z ustaleniami śledczych. Raport szczegółowo opisuje dramatyczne wydarzenia, które rozegrały się w czwartek 21 października. Biuro szeryfa hrabstwa Santa Fe złożyło wniosek o przeszukania rancza, na którym kręcono film. Zabezpieczono i zbadano strój Aleca Baldwina, pistolet, z którego padł śmiertelny strzał i wszystko, co znalazło się na planie.
Z ustaleń śledczych wynika, że pistolet był jednym z trzech, które Hannah Gutierrez, płatnerz filmu zostawiła na wózku z rekwizytami. Wiadomo już, że to Dave Halls, asystent reżysera, podał Baldwinowi broń. Mężczyzna nie był świadomy, że jest naładowana ostrą amunicją.
- To jest zimna broń - powiedział wręczając Baldwinowi pistolet.
Przez dramat, jaki rozegrał się na planie, w amerykańskich mediach odżyła dyskusja dotycząca bezpieczeństwa kręcenia filmów, w których użyta ma być broń. Powrócił temat podobnej tragedii z 1993 roku, gdy na planie zginął Brandon Lee. Syn legendarnego Bruce Lee został postrzelony podczas kręcenia filmu.