Przyzna pani, że w „Nie cudzołóż i nie kradnij” znów trafiła się pani do zagrania niezwykle silna postać.
Renata opanowała grzech piąty i szósty, czyli „nie cudzołóż” i „nie zabijaj”. Co prawda tytuł filmu brzmi „Nie cudzołóż i nie kradnij”, ale znacznie więcej grzechów jest ukazanych w tej produkcji. Oczywiście z przymrużeniem oka i z dystansem, bo jest to komedia, choć my gramy śmiertelnie poważnie. Moja bohaterka rzeczywiście i cudzołoży i chce kogoś zabić. To taka małomiasteczkowa Lady Makbet.
Jak pani sądzi, dlaczego częściej obsadzają panią w rolach złych kobiet?
Często gram silne kobiety z charakterem, nie powiedziałabym że są złe. Są uwikłane w trudne sytuacje i popełniają błędy. To, że gram wyraziste bohaterki pewnie zależne jest od moich warunków psychofizycznych. Mam ostre rysy twarzy i ciemne włosy. Podświadomie brunetki są obsadzane w rolach negatywnych czy grzesznych kobiet. To trochę stereotyp, ale funkcjonuje w świecie filmu. Na szczęście prywatnie jestem do rany przyłóż (uśmiech).
W „Nie cudzołóż i nie kradnij” można panią zobaczyć w dość odważnych scenach, gdzie odkrywa pani nieco swoje ciało. Długo trzeba było panią namawiać na nie?
Tytuł wskazuje na temat filmu, a jeśli scenariusz jest dobrze napisany i takie sceny mają sens to nie trzeba mnie długo namawiać na uprawianie mojego zawodu. Postępowanie mojej bohaterki jest uzasadnione w scenariuszu. Reżyser stworzył nam warunki do wykonania różnych trudnych scen a zaufanie to podstawa dobrego ich zagrania.
Ma pani na koncie także kilka innych tego typu ról. Jakie jest pani podejście do ukazywania intymności?
Zawsze jest to krępujące, ale celem jest wyraz artystyczny filmu czy serialu, jak jeszcze jest do tego fajna współpraca i zaufanie do kolegi partnera-aktora i ekipy, to wszystko można przeżyć bez większego stresu.
A nie pomyślała pani kiedyś o dublerce do niewygodnych scen?
Miewam dublerki, ale jedynie przy niebezpiecznych scenach akcji, gdzie mogłabym narażać swoje życie lub zdrowie. Wtedy zastępują mnie kaskaderki. W takich przypadkach przede wszystkim produkcja nie chce ryzykować, bo jakbym złamała nogę, trzeba byłoby odwoływać zdjęcia.
W pani rodzinie aktorstwo to chleb powszedni. Pani siostra jest również aktorką, pani partner, a także kuzyn. Czy córka również przymierza się, żeby kontynuować w przyszłości tę rodzinną tradycję?
Ma jeszcze sporo czasu, żeby się zastanowić. Mam nadzieję, że podejmie dobrą decyzję.
Będzie jej pani odradzać aktorstwo?
To jest bardzo trudny zawód zwłaszcza dla kobiety, trzeba przełamywać swoje kompleksy, różnego rodzaju strachy, lęki. Codziennie jesteśmy narażeni na krytykę czy wręcz hejterskie komentarze itd. Z każdym zawodem wiążą się mniejsze czy większe problemy i w każdym trzeba dużo pracować żeby coś osiągnąć, każdy młody człowiek powinien mieć te świadomość.
Czy zdarzała się miedzy panią a pani partnerem Markiem Kalitą rywalizacja zawodowa, np. kto ma większe osiągnięcia, czy kto więcej gra?
Jesteśmy obydwoje spełnieni w zawodzie który uprawiamy, nie ma mowy o tym, żeby ktoś się z kimś ścigał, czy zazdrościł drugiej osobie. Poza tym zazdrość to stan niegodny człowieka spełniającego się, który wie, czego chce od życia. Nie ma w moim słowniku i w moim życiu takiej emocji. Podobnie jest z moja siostrą Magdaleną i z moim kuzynem Darkiem Chojnackim. Powiem trochę nieskromnie, że wszyscy jesteśmy na tyle utalentowani, że na brak pracy nie narzekamy i cieszymy się nawzajem ze swoich sukcesów. Świetnie się rozumiemy i uzupełniamy.
Nawiązując jeszcze do tytułu filmu pozwolę sobie zapytać, które z 10 przykazań zdarza się pani łamać?
Czasem przeklinam, ale to chyba nie grzech? Na szczęście nikomu tym nie szkodzę. Nagrzeszyłam trochę w młodości, teraz już nie muszę.
Rozmawiała Martyna Rokita