W lipcu zeszłego roku, tuż po odejściu mistrza, w jednym z warszawskich teatrów kolega Łapickiego powiedział nam: - To był samobój. Andrzej celowo opuszczał dializy. Nie chciał już żyć...
O tym, że wielki aktor postanowił skończyć z życiem, mówiło się w środowisku aktorskim od dawna. Może musiało upłynąć pół roku od jego śmierci, by ta straszna prawda zaczęła wychodzić na światło dzienne.
Jerzy Iwaszkiewicz (78 l.), słynny dziennikarz, podsumowując zeszły rok w magazynie "Viva!", przełamał zmowę milczenia. "Było ( ) cicho, kiedy tłumy przyszły na Powązki, aby pożegnać Andrzeja Łapickiego. Chorował" - pisze Iwaszkiewicz, po czym dodaje: "Pytał lekarzy, co będzie, jak nie będzie robił dializy. - Uśnie pan. No i usnął, w sobotę nad ranem...".
Łapicki na kilka dni przed śmiercią trafił do szpitala. Rozmawiał wtedy z nami, bagatelizował swój poważny stan zdrowia:
- Kazali mi się zgłosić na badania za cztery lata - żartował. Cztery dni później już nie żył. Umarł 21 lipca. - Odszedł spokojnie, we śnie - poinformowała wtedy media jego druga żona Kamila Łapicka (29 l.). To, że chciał takiej lekkiej śmierci, potwierdziła córka aktora, Zuzanna Łapicka-Olbrychska (59 l.).