- Miałem taką niefajną sytuację. Poznałem dziewczynę, już nie pamiętam w jakim mieście, na jakimś koncercie. Przyszła, na początku prosiła o autograf o podpisanie zdjęć, artykułów. Podpisałem to wszystko. Przyjechała na kolejny koncert, znowu bardzo miło, znowu jakieś zdjęcia, autografy, podpisy, rozmowy. Potem przyjechała na trzeci koncert. Mówi do mnie: "Słuchaj, mam wspaniałe zdjęcie dla ciebie, które chcę oprawić i ci wysłać. Daj mi swój adres"... Mówię na to: "Dobra, nie ma sprawy". Na odczepnego dam ten adres i będzie z głowy - relacjonuje Krzywy. - Jakież było moje zdziwienie, kiedy któregoś dnia rano żona otwiera drzwi, w których stoi ta dziewczyna... Rozwód wisiał na włosku - wzdycha artysta.
Andrzej był na tyle kulturalny, że zaprosił fankę na kawę, co nie spodobało się jego Ani. - Żona płakała w domu na górze. Nie była to ciekawa sytuacja dla mnie. Na szczęście wszystko się rozwiązało. Czy żona pomyślała, że mam kochankę? No, a co miała pomyśleć?! Siedzisz sobie w domu z mężem, nagle przyjeżdża jakaś dziewczyna z daleka, ma prezent, jakieś zdjęcia, walizki i mówi: "Jestem!". Przy czym moją żonę traktuje jak powietrze, a mnie zapewnia, że jestem dla niej królem... - mówi artysta. Na szczęście żadnego rozwodu nie było. - Od razu uprzedziłem, że nic mnie nie łączyło z tą dziewczyną. Byłem czysty, mogłem spokojnie patrzeć w lustro i żonie prosto w oczy... - kończy Krzywy.
Zespół De Mono wyruszył właśnie w trasę koncertową z okazji 25-lecia istnienia, miejmy nadzieję, że tym razem nic złego muzykowi się już nie przydarzy.