Pan Andrzej zniknął na kilka dni, mówiono, że wyjechał na wakacje. Ale prawda jest inna. Sędziwy aktor trafił do szpitala przy ul. Wołoskiej w Warszawie. Ani on, ani żona nic nie mówili, bo nie chcieli martwić przyjaciół i wielbicieli aktorskiego talentu Łapickiego. A on leżał na oddziale nefrologii zajmującym się schorzeniami nerek.
- To były badania kontrolne - dowiedział się "Super Expres". - Kamila wyjątkowo dba o męża. Zawsze pilnuje, by na czas były zrobione wszelkie badania - znajomy pary wystawia jej jak najlepszą opinię.
I rzeczywiście. Aktor poddał się rutynowej kontroli nerek i układu moczowego. Na szczęście okazało się, że wszystko chodzi jak w zegarku.
- Kazali mi się zgłosić na badania za cztery lata - przyznaje pan Andrzej w rozmowie z "Super Expressem".
I jak zawsze aktor był niewymagającym pacjentem. Bo to nie był pierwszy jego pobyt w tym szpitalu. Spędził tam kilka dni na badaniach kontrolnych ponad dwa lata temu. Ale szybko opuścił szpitalne mury, trafił do serialu, grał w teatrze, wraz z żoną Kamilą wydał nawet książkę "Nic się nie stało". Wówczas Kamila troszczyła się o małżonka, odwiedzała go, siedziała przy szpitalnym łóżku.
I tak też było teraz. Zbliżała się godz. 16, a Kamila już była u drzwi szpitala. Zawsze miała ze sobą mały pakunek, trochę jedzenia, wodę dla męża.
Ale na szczęście para znowu jest razem. Pan Andrzej od poniedziałku znów jest w domu, wypoczywa. A Kamila? Dopieszcza męża. Codziennie rano robi zakupy, by pan Andrzej jadł świeże owoce i warzywa. I bardzo mu to służy.
- Czuję się dobrze, dziękuję - zapewnia aktor.