Andrzej Piaseczny zaskoczył wyjątkowo szczerym wyznaniem. Okazuje się, że popularny muzyk był na granicy uzależnienia. O problemach wokalisty napisał "Dobry Tydzień". Mężczyzna jako dwudziestolatek dołączył do zespołu Mafia, pochłonęło go rozrywkowe życie. Koncertował, jeździł po Polsce i imprezował, a wysokoprocentowe trunki dodawały mu pewności siebie. - Próbowałem niemal wszystkiego, brałem naprawdę twarde substancje. (...) Był taki czas, że codziennie piłem. Nie na umór, ale jednak - wyznał w wywiadzie.
Piaseczny przyznaje, że po sukcesie płyty "Sax & Sex" nagranej z Robertem Chojnackim, sodówka uderzyła mu do głowy. Za zarobione pieniądze kupił sobie srebrną hondę. Tego samego dnia miał wypadek i auto było poważnie uszkodzone.
W pewnym momencie Piaseczny zauważył, że traci panowanie nad swoim życiem. - Gdy po zejściu ze sceny trzeźwiałem, zaczynałem wkurzać się sam na siebie. Bo zdawałem sobie sprawę, że zachowałem się wobec widowni niefajnie, nieuczciwie. Eksperymentowałem do jakiejś trzydziestki, właśnie w czasach największej kariery. Później uświadomiłem sobie, że ćpanie nie prowadziło mnie w dobrą stronę – powiedział w "Dobrym Tygodniu".