Była połowa lat 90., gdy Andrzej i Jolanta pomyśleli o porzuceniu stolicy.
- Pamiętam telefon od żony, akurat koncertowałem we Władywostoku. Zadzwoniła i powiedziała: "Zyguś, nasz sąsiad radzi, abyśmy kupili działkę. Co ty na to?". No to kup - ja na to. Kiedy przyjechaliśmy ją obejrzeć, we wsi stały tylko trzy domy - opowiada Andrzej Rybiński.
Patrz też: Andrzej Rybiński: Wyprzedawałem majątek, żeby przeżyć
Postawili fundamenty, zadaszyli dom. Stanęły ściany działowe. - Przywiozłem rodzinę, by pokazać, jak to wygląda, a wtedy żona mówi: że daleko, że jak tu dziecko wozić do szkoły. To prawda, nie było porządnych dróg, tylko drogi szutrowe - opowiada wokalista.
On jednak tak łatwo się nie poddał. Razem z robotnikami zamieszkał w drewnianym domku obok i budował dalej. I kiedy położono tynki, podłogi, wykończono wszystko, żona powiedziała: Jest ładnie. Będziemy tu mieszkać!
Przeczytaj koniecznie: Andrzej Rybiński: Dla Joli rzuciłem Elizę
Ich dom stanął we wsi jako szósty. Dziś jest ich tu 63.
200-metrowe zacisze rodziny Rybińskiego stoi na działce o powierzchni 3,5 tys. mkw. Dom z zewnątrz nie wygląda na duży, ale mieści się w nim m.in. pokój muzyczny pana domu, spory salon, pokój syna, synowej i oddzielny dla wnuka. No i jest miejsce dla pięciu kotów i pięciu psów. Pan domu żartuje nawet, że on z żoną spełniają tu tylko funkcje dozorców.- Jestem tu przeszczęśliwy. To jest to, o co mi chodziło, puszcza, ale też blisko miasto. Czasami wsiadamy z żoną do samochódu i nocą jedziemy do stolicy. Lubimy popatrzeć, jak zmienia się to naprawdę europejskie miasto. Ale do Warszawy już nigdy na stałe nie wrócimy.