Andrzej Strzelecki przez kilka miesięcy walczył ze śmiertelną chorobą. Miał nieoperacyjnego raka płuc i oskrzeli. Powiedział o tym dopiero wtedy, kiedy potrzebował 1,5 mln zł na leczenie. Gwiazdor „Klanu” miał przyjmować co miesiąc dawkę leku ze Stanów Zjednoczonych. Koszt takiej miesięcznej kuracji to 150 tys. zł. Aktor do samego końca wierzył, że się uda. – Wprowadzono lek dokładnie na tę mutację mojej choroby, tego mojego genu. Czy to nie jest szczęście? Mam nadzieję, że i tym razem też mnie nie opuści – wyznał łamiącym głosem w nagraniu opublikowanym przez TVP, a z jego oczu popłynęły łzy.
- Sytuacja związana z pandemią koronawirusa nie jest dla nas sprzyjająca, procedury i wymagania są zdecydowanie bardziej restrykcyjne niż wcześniej, ale zrobimy wszystko, aby sobie z nimi poradzić – opowiadała nam córka aktora, pani Joanna (41 l.).
Z pomocą ruszyła także Fundacja Artystów – Skolimów. – O chorobie Andrzeja wiedzieliśmy od samego początku. Przekazaliśmy jako pierwsi fundusze, które potrzebne były na leczenie. Wierzyliśmy, że wszystko się uda, ale niestety – powiedział nam prezes fundacji, Ryszard Rembiszewski (73 l.).
Aktor czuł się źle od końca ubiegłego roku. Pierwsze badania nic nie wykazały. Dopiero w marcu lekarze odkryli, że choruje na raka. Andrzej Strzelecki zmarł w piątek nad ranem.