- Największym moim błędem było wkroczenie na - jak ja to nazywam - ścieżkę kariery funkcyjnego, czyli dyrektorowanie. Poza dyrektorowaniem w radiowej "Trójce" nie wychodziło mi to najlepiej. Nie była to straszna klęska, ale błąd i do dziś nie uważam tego za sukces. Gdy po latach patrzę na ten miniony czas, utrwalam się w przekonaniu, że trzeba pracować samemu, na własne nazwisko, nie podejmować takich wyzwań jak bycie szefem, nie przyjmować propozycji kierowania - mówi Andrzej Turski.
I podkreśla, że wielokrotnie podczas swojej kariery takie stanowiska zajmował.
- Byłem szefem redakcji młodzieżowej, dyrektorem radiowej Trójki, co akurat wspominam dobrze, bo tam kierował zespół, a nie ja sam. Potem szefowałem radiowej Jedynce, telewizyjnej Jedynce, byłem też dyrektorem Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, później znowu wróciłem do radia. Myślę, że te wszystkie stołki w ogóle nie były mi do niczego potrzebne - opowiada Turski.
Przyznaje, że często spotykał się z opinią, że stoi za nim ktoś z rządu.
- Przylgnęła do mnie etykietka aparatczyka, człowieka, który jest z ramienia władzy, co było nieprawdą. Często uważa się, że każdy, kto zostaje dyrektorem musi mieć poparcie władzy, a to nieprawda. Gdy obejmowałem stanowiska wszyscy się cieszyli, ale gdy odchodziłem, to oddychali z ulgą. Byłem wymagający, nie umiałem się dogadywać z dużą liczbą ludzi, iść za ich tokiem myślenia. Nadal uważam, że ja miałem rację, ale wiem też, że nie trzeba zawsze stawiać na swoim, że można odpuścić - wyjaśnia Turski.
Zrezygnował z dyrektorowania w 2002 roku
- Zrozumiałem, że moje dyrektorowanie w radiowej Jedynce nie ma większego sensu, byłem skonfliktowany i z zespołem, i z zarządem radia. Przyszła do mnie Dorota Warakomska i zaprosiła mnie do pracy w "Panoramie". Zgodziłem się, opuściłem gabinet, oddałem kluczyki do służbowego auta. To była bardzo mądra decyzja. Dzięki niej już po czterech miesiącach byłem numerem jeden wśród prowadzących programy informacyjne.
>>> RADIO TRÓJKA.Turski: Miałem za MAŁO SUKCESÓW jako szef
Wspomina dawne czasy: - Zdaję sobie sprawę z tego, że byłem czasem za twardy, za brutalny. Dziewczynie, która pracowała na zwolnionych obrotach, zaproponowałem przejście na pół etatu, ale z drugiej strony nie potrafiłem patrzeć na to, że ktoś pracuje na pół gwizdka. O tym, że w tamtym czasie byłem trudny do zniesienia mówiła mi często moja była żona Małgosia. A ja zrozumiałem jeszcze jedną rzecz, że nie można przeżyć życia nie mając wrogów. Ja nie mam ich na szczęście zbyt wielu - mówi Turski.